krzysztof orzechowski
wojtekstoltny

Grube ryby na Konfrontacjach
Dorota Wodecka
2009-02-21

Program 34. Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska" nie jest jeszcze dopięty na ostatni guzik, ale można być pewnym, które przedstawienia zostaną na nie do Opola zaproszone. Nie byle jakie to spektakle
Jan Klata Zgarnął kilka nagród na ubiegłorocznych Konfrontacjach Teatralnych. Nagrodę główną dostała wyreżyserowana przez niego

"Grube ryby" są zaliczane do żelaznych tytułów polskiego repertuaru teatralnego. Sztuka przypomina nam Polskę tamtych lat - końca XIX i początku XX wieku. Pokazuje tamtą mentalność, zwyczaje, polskie mieszczaństwo, wymaga pewnego rodzaju stylizacji, innego sposobu mówienia, mimo że ani charaktery, ani ludzie, ani konflikty właściwie nie zmieniły się do dzisiaj. To wszystko sprawia przyjemność i jest dziś absolutnym rarytasem - mówi w rozmowie z "Gazetą" Krystyna Janda.

Już dziś można w ciemno powiedzieć, że największym zainteresowaniem wśród opolskiej widowni cieszyć się będą wyreżyserowane przez Krystynę Jandę "Grube ryby" Michała Bałuckiego.

Gwiazdy sceny

Opolanie kochają gwiazdy, a tych w przedstawianiu warszawskiego Teatru Polonia nie brakuje. Poza tym, jak recenzuje Joanna Derkaczew, to komedia dobrze skrojona, stylowa, elegancka literacko, ale bez ambicji do miana sztuki wysokiej.

- Stworzone przez Michała Bałuckiego role z każdego aktora o minimalnych predyspozycjach komediowych czynią mistrza gatunku. A Janda, komponując obsadę spektaklu, nie brała pod uwagę żadnych wersji minimum. Stąd w głównych rolach Ignacy Gogolewski i Wiesława Mazurkiewicz, a w charakterystycznych Artur Barciś, Krzysztof Kiersznowski i Sławomir Orzechowski (na zmianę z Cezarym Żakiem) - komentuje Derkaczew.

Gwiazd nie brakuje również w "Trylogii" Teatru Starego w Krakowie, którą wyreżyserował Jan Klata. Premiera wprawdzie dopiero dziś (21 luty), ale wiadomo, że w obsadzie znajdą się m.in. Anna Dymna, Krzysztof Globisz, Jan Peszek i Barbara Wysocka.

To przedstawienie do Opola nie przyjedzie, widzowie będą mogli je zobaczyć w Krakowie. Transport autokarami zapewnia opolski teatr organizujący OKT.

Od Gombrowicza do Wojtyły

Tegoroczny program będzie dość różnorodny, zważywszy, że w poprzednich latach mieliśmy albo mnogość spektakli Fredry, albo Wyspiańskiego.

Zapowiada się duża rozpiętość spektakli klasyków, do grona których trafił również Karol Wojtyła. Jako imprezę towarzyszącą obejrzymy bowiem "Hioba" według jego tekstu powstałego jako reakcja na tragedię września 1939 roku. Wystawi go Teatr Woskresinnia ze Lwowa w języku polskim i ukraińskim.

W konkursie natomiast zobaczymy "Opętanych" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. Na podstawie Witolda Gombrowicza reżyser ten stworzył Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu opowieść o niszczącej sile ludzkiej natury.

Ponadto do Opola przyjedzie Teatr Polski z Wrocławia z "Lalką" w reżyserii Wiktora Rubina, Teatr im. Jaracza z Łodzi z "Wyzwoleniem" wyreżyserowanym przez Waldemara Zawodzińskiego.

To niejedyny łódzki akcent OKT. W repertuarze bowiem "Wieczór sierot" w reżyserii Michała Borczucha powstały na zamówienie Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi według tekstów Janusza Korczaka.

W Łodzi reżyser wybrał na miejsce spektaklu zrujnowany pałac. Jak wpisze się on w przestrzeń teatru, przekonamy się już za dwa miesiące.

Konfrontacje rozpoczną się 17 kwietnia, potrwają do 26. Cena biletów na poszczególne spektakle nie jest jeszcze ustalona, podobnie jak cena karnetów. Te prawdopodobnie nie będą droższe niż w ubiegłym roku - wtedy kosztowały 400 zł.

Ich sprzedaż ruszy 11 marca.

Źródło: Gazeta Wyborcza Opole

___________________________________________________________________________________________

Gazeta Polska - Głos Wielkopolski:
http://img525.imageshack.us/my.php?image=p2218707.jpg
A ja czekam na wtorek

Policja w Stargardzie Szczecińskim poszukuje młodego mężczyzny, który kłuje igłą kobiety. Do tej pory o przypadkach pokłucia powiadomiły trzy poszkodowane.
Dzięki zeznaniom ostatniej z pokrzywdzonych policji udało się sporządzić portret pamięciowy sprawcy. Z uwagi na niebezpieczeństwo ewentualnego zakażenia kobiety poddały się badaniom krwi. Wyniki tych badań nie są na razie znane.
"Iglarz" - jak nazwały sprawcę media - zaatakował po raz pierwszy pod koniec lipca, a ostatnio w połowie września.

Rzecznik stargardzkiej policji Krzysztof Orzechowski powiedział, że mężczyzna prawdopodobnie używa strzykawki z igłą, ale żadna z kobiet nie była w stanie tego w stu procentach potwierdzić, ponieważ nie widziały narzędzia, a jedynie poczuły ukłucie.

Wiadomo, że do dwóch ataków z igłą doszło na klatkach budynków mieszkalnych na terenie jednego z osiedli w Stargardzie Szczecińskim. Ostatni przypadek wydarzył się w przychodni lekarskiej na tym samym osiedlu. Tam ofiarą napastnika padła jedna z pracownic.

Z zeznań pokrzywdzonych wynika, że mężczyzna nie jest agresywny i cały czas zachowuje się bardzo spokojnie. Ma ok. 30 - 40 lat, ciemne włosy, jest niezbyt wysoki i szczupły. Uwagę przykuwa jego dziwne spojrzenie - przypuszczalnie ma silnego zeza.

Policja prosi wszystkie osoby, które mogą mieć jakiekolwiek informacje o sprawcy, o zawiadomienie Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie Szczecińskim.

Kategoria w której zostali nominowani Edyta i Darek to PIĘKNE PARY a nie piękne małżeństwa

PIEKNE PARY
Znaleźli się w tłumie, pokochali i... przetrwali. Mimo zdziwionych spojrzeń otoczenia, mimo trudnych charakterów, mimo dzielącej ich odległości, mimo złych doświadczeń, mimo wszystko. Bo chcieli, bo się starali, bo wierzyli, bo się uczyli siebie samych i siebie nawzajem. Bo wiedzieli, że nie ma cudów. Tylko miłość.

Edyta Górniak i Dariusz Krupa, Weronika Rosati i Mariusz Max Kolonko, Anita Lipnicka i John Porter, Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski, Małgorzata Foremniak i Waldemar Dziki, Agnieszka Maciąg i Robert Wolański, Edyta Olszówka i Piotr Machalica, Anna Maria Jopek i Marcin Kydryński, Ewa i Krzysztof Krawczykowie, Lidia Popiel i Bogusław Linda, Monika i Robert Gawlińscy, Maria Gładkowska i Sławomir Idziak
Barbara Kurzaj, aktorka Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, została tegoroczną laureatką nagrody im. Leona Schillera dla utalentowanych młodych artystów. Nagrodę, przyznawaną przez Związek Artystów Scen Polskich, krakowska aktorka odbierze 31 marca w Warszawie.

- Jestem szczerze zaskoczona, nie przypuszczałam, że dostanę tę nagrodę, choć wiedziałam, że jestem zgłoszona. Tym bardziej wielka radość mnie rozpiera - powiedziała nam Barbara Kurzaj.

Nagroda jest przyznawana za cały dorobek młodego aktora, acz w przypadku tej laureatki docenione zostały zwłaszcza dwie jej role - Emilii w spektaklu Nondum Lidii Amejko oraz Olgi w Merylin Mongoł Nikołaja Kolady.

***

- A za co by się nagrodziła sama aktorka?

- Na pewno za rolę Edith Piaf, w którą wcielałam się w spektaklu dyplomowym, przygotowanym pod opieką prof. Józefa Opalskiego. To ta rola wprowadzała mnie w zawodowe życie i pewnie do końca życia nie tylko scenicznego będę ją pamiętać. To było w szkole teatralnej coś wyjątkowego - dyplom w postaci monodramu. I mimo iż ukończyłam PWST w 1999 r., gram go do dzisiaj w moim macierzystym teatrze. A miałam okazję prezentować spektakl o Piaf i w Paryżu, zbierając gratulacje od samego Andrzeja Seweryna, jak i wzruszonych Francuzów. Bardzo wiele satysfakcji dostarczyła mi również rola Olgi przygotowana pod opieką Rudolfa Zioły. I wiele mnie kosztowała; ponad trzy godziny niemal non stop na scenie.

- A jest rola, o jakiej Pani marzy?

- Bardzo chciałabym zagrać Marię Stuart, była taką silną kobietą, choć miała w sobie i naiwność, i delikatność. I była postacią tragiczną, a takie lubię.

- Pani jest silną kobietą?

- Nie, na szczęście mam silne zaplecze w postaci mamy i siostry. Gdyby nie one, to nie wiem, czy bym coś osiągnęła w życiu, o ile mogę już mówić, że coś osiągnęłam.

- Nie wierzy Pani w siebie?

- Ze mną jest dziwnie. Prywatnie jestem nieśmiała, natomiast zawodowo odnajduję w sobie trzy cechy, które pomagają mi uprawiać ten zawód. Po pierwsze - jestem wielkim ryzykantem, po wtóre - idę do przodu, co by się nie działo, po trzecie wreszcie - wierzę, że coś można zrobić, jeśli się kocha ten zawód. A ja kocham go bardzo. A jak coś płynie z serca, to się samo dzieje...

- Liczy Pani na podwyżkę po tej nagrodzie?

- Nie myślę w tych kategoriach. Cieszę się, że mój dyrektor Krzysztof Orzechowski dawał mi tyle możliwości grania i wierzę, że będzie tak nadal - skoro teraz przysporzyłam mojemu teatrowi trochę sławy.

***

Dodajmy, że w 2002 r. otrzymała tę nagrodę inna aktorka tego teatru - Dominika Bednarczyk.

W ogóle lista ludzi sceny z Krakowa wyróżnionych przyznawaną od 1956 r. nagrodą jest długa. Odbierali ją: Konrad Swinarski, Jerzy Goliński, Jerzy Jarocki, Wojciech Pszoniak, Urszula Popiel, Jerzy Radziwiłowicz, Tadeusz Bradecki, Magda Jarosz, Krzysztof Globisz, Rudolf Zioło, Krystian Lupa, Ewa Kaim i wspomniana Dominika Bednarczyk. Kandydatów do nagrody typują oddziały ZASP spośród aktorów, którzy nie przekroczyli 30. roku życia, reżyserów do lat 40 i teoretyków teatru, którzy nie przekroczyli 45. roku życia.

Barbarę Kurzaj można obecnie oglądać w sztukach: Merylin Mongoł, Idiota, Tartak, Opera za trzy grosze oraz w monodramie - ...jak Piaf.

Dodajmy, że krakowska aktorka ma też w biografii role filmowe, m.in. w Tygodniu z życia mężczyzny Jerzego Stuhra, Ono Małgorzaty Szumowskiej i Inferno Macieja Pieprzycy. Występuje także gościnnie w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach grając główną rolę w sztuce Klincz.

WACŁAW KRUPIŃSKI
Dziennik Polski
17 marca 2005




astro boy)*



Skok do przodu
Pocałunek w głowę brązowego popiersia Leona Schillera - patrona nagrody przyznawanej młodym utalentowanym artystom przez ZASP - przypieczętował uroczystość jej wręczenia BARBARZE KURZAJ. Aktorka Teatru im. Słowackiego w Krakowie coraz częściej pojawia się na ekranie.

«Gram teraz w debiucie filmowym Anny Kazajak "Oda do radości" - mówi laureatka. - Moja bohaterka jest dziewczyną, której niezgoda na rzeczywistość każe szukać nadziei. Coś zmienić w swoim życiu.

Aktorka pojawiła się wcześniej m.in. w filmach: "Tydzień z życia mężczyzny" Jerzego Stuhra, "Inferno" Macieja Pieprzycy, "Ono" Małgorzaty Szumowskiej. Na zawodowej scenie debiutowała jako dziewiętnastolatka w "Weselu" Canettiego w 1994 r. Wydział Aktorski krakowskiej szkoły teatralnej ukończyła pięć lat później.

- Przed studiami byłam w aktorskim Lart studiO w Krakowie. Prof. Gena Wydrych zaproponowała mi casting u dyrektora Bogdana Hussakowskiego. Później grałam też u Giovanniego Pampiglione w "Obiedzie" Canettiego. Następny był w 1999 r. aktorski dyplom "...jak Piaf", z piosenkami legendarnej francuskiej artystki.

- To był pierwszy w historii szkoły aktorski dyplom w formie monodramu. Zaryzykował mój opiekun i reżyser prof. Józef Opalski. Dzięki niemu odważyłam się przez godzinę zająć uwagę widzów tylko swoją osobą. Żeby nie było nieporozumień, przedstawiam się widzom jako Basia Kurzaj, której spektakl jest hołdem dla Piaf, nie zaś próbą jej udawania.

Monodram spotkał się ze świetnym przyjęciem. Ruszył w Polskę, i nie tylko. Wspaniały głos Barbary Kurzaj oklaskiwał w Paryżu Andrzej Seweryn i wzruszeni rodacy Piaf.

- Śpiewałam cztery piosenki po polsku i jedną w oryginale. Młody francuski reżyser uznał, że jestem podobna do Piaf. Nie tylko drobną posturą, ale i... siłą charakteru. Zaproponował mi rolę Piaf w filmie, obok Jeanne Moreau. Rzecz, niestety, nie doszła do skutku ze względów finansowych.

Dyrektor Krzysztof Orzechowski włączył za to "...jak Piaf" do repertuaru Teatru Słowackiego. Słowem sukces.

- Dla mnie ważne jest każde partnerskie spotkanie. Jestem szczęśliwa, jeśli reżyser odkrywa we mnie coś, czego sobie nie uświadamiałam. Wtedy robię skok do przodu.

Z żarem w głosie opowiada Kurzaj o koleżankach i kolegach, którzy otaczają ją opieką i pomocą. I o tych, których podczas przedstawienia na scenie nie widać. Paniach garderobianych Ani i Marcie, panu rekwizytorze Romku, o całym, wspaniałym zespole technicznym. Jakże niezbędnych pracownikach teatru, gdy aktorka niemal nie schodzi ze sceny w "Merylin Mongoł". Gdy gra w "Idiocie", "Ożenku", "Tataraku", "Operze za trzy grosze". W "Klinczu" - gościnnie w Teatrze Śląskim w Katowicach. W Teatrze TV powierzali jej role reżyserzy spoza krakowskiego środowiska: Krzysztof Zaleski i Piotr Łazarkiewicz.

- Wierzę w posłannictwo mego zawodu, który daje ludziom nadzieję, wzruszenie, katharsis. Wierzę w ten magiczny kontakt między aktorem a widzem, gdy dwoje obcych sobie ludzi w czasie przedstawienia staje się sobie, choć na moment, bliskimi.

Na zdjęciu: Barbara Kurzaj w przedstawieniu "Piaf".»

"O nich się mówi: Barbara Kurzaj"
Janusz R. Kowalczyk
Rzeczpospolita (Tele) nr 118
20-05-2005



astro boy )*
Tankred Dorst
Ja, Feuerbach

reżyseria:Krzysztof Orzechowski
scenografia:Elżbieta Wójtowicz-Gularowska
asystent reżysera:Rafał Sadowski
inspicjent :Agata Schweiger

Spektakl jubileuszowy przygotowany z okazji 70.rocznicy urodzin Tadeusza Kwinty.

W twórczości Tankreda Dorsta, jednego z najwybitniejszych współczesnych dramatopisarzy można odnaleźć fascynacje Brechtem i teatrem absurdu. Często podejmował on też motyw "teatru-świata", w którym każdy odgrywa swoją rolę. "Ja, Feuerbach" to sztuka rozgrywająca się właśnie w teatrze. Autor w niezwykle przejmujący sposób przedstawia w niej dramat starego aktora, który po kilku latach przerwy pragnie wrócić na scenę...

Licencja na wystawienie utworu została wydana przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS
Prawa do wystawienia utworu posiada Suhrkamp Verlag, Frankfurt am Main
Sztuka napisana przy współpracy Ursuli Ehler

Premiera: 18.12.2008
Czas trwania: 1 godz.30 min.

Obsada:
AKTOR FEUERBACH:Tadeusz Kwinta
KOBIETA:Kornelia Trawkowska
ASYSTENT REŻYSERA:Rafał Sadowski

Recenzje:

Paweł Głowacki, Zostały za duże buty, /Dziennik Polski/, 23.12.2008
Paweł Głowacki: Wyznania szczerego entuzjasty teatru
Kiedyś, nie tak dawno, Boże drogi - można powiedzieć, że nie dalej jak wczoraj, kiedy ludzi było jeszcze dużo i żyli blisko, wyjściowa marynarka Feuerbacha miała klasę do pozazdroszczenia. Krój, subtelność sukna, dyskretny urok Melpomeny nienachalnej i guziki. Wszystkie trzy tam, gdzie miały być. Gdy szedł z teatru do domu albo z domu do teatru, ludzie palcami pokazywali: o, idzie Feuerbach, ten aktor wielki... Marynarka leżała jak ulał. Kiedyś, nie tak dawno, Boże drogi - przecież nie dalej jak wczoraj...

Magda Huzarska, Stary aktor kontra autostop, /Polska Gazeta Krakowska/, 23.12.2008
Stary aktor kontra autostop
"Ja, Feuerbach", w reż. Krzysztofa Orzechowskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.
«Kiedy stary aktor Feuerbach spyta młodego asystenta reżysera, jak trafił do teatru, młodziak odpowie z rozbrajającą szczerością: przez autostop. Otóż, łapiąc onegdaj okazję na autostradzie, los sprawił, że zatrzymał samochód, prowadzony przez dyrektora teatru. Tak, przypadkowo poniekąd, wjechał do przybytku Melpomeny. I został. Przypadkowo!
To jedna z wielu gorzkich prawd, które padają ze Sceny Miniatura Teatru im. J. Słowackiego. Bowiem tekst Tankreda Dorsta "Ja, Feuerbach" jest między innymi traktatem o starym i młodym teatrze, o istocie uprawiania zawodu aktora i szerzej -o istocie uprawiania sztuki w ogóle. I jest też ten tekst, może przede wszystkim, przejmującą pochwałą uczciwości. Uczciwości wobec własnych zasad, przekonań i artyzmu.
Tadeusz Kwinta gra starego Feuerbacha. Po siedmiu latach przerwy przychodzi na przesłuchanie do teatru. W oczekiwaniu na reżysera, daje lekcje teatru i życia jego asystentowi (Rafał Sadowski). Od początku jest jak zjawą z jakiejś odległej epoki. Od początku jest zagubiony w tym jakimś nowym teatrze. Nieśmiało błaga o trochę światła. Wspomina dawne role i dawne czasy. Odgrywa swój teatr jednego widza niejako dla siebie. W czasach, kiedy istota nowoczesnego aktorstwa sprowadza się do "graj, że nic nie grasz", albo "bądź sobą", sztuka aktorska Tadeusza Kwinty jest wzruszająco uczciwa. Każda emocja, każdy gest ma swój jasny wymiar i czytelne znaczenie. Kwinta gra całym sobą. Ale nie ma tu nic z efekciarstwa i kokieterii.
W jego czułych dłoniach nawet pudełko zapałek staje się maleńkim, delikatnym ptaszkiem, w którego on tchnie życie. Każdy grymas twarzy rodzi się z emocji. A kiedy wreszcie dojdzie do przesłuchania i kiedy zlęknione słowa ugrzęzną w gardle, Feuerbach Kwinty cichutko odejdzie na paluszkach. Jakby przepraszając. Ale przecież zwycięski, bo to on znalazł się po właściwej stronie sztuki.
Gdzieś mniej więcej w środku przedstawienia, na scenę wchodzi młoda dziewczyna (Kornelia Trawkowska), która zgubiła psa, który ma "zagrać" w przedstawieniu. Stoi obojętnie i żuje gumę. W pewnym momencie Feuerbach nie wytrzymuje i rzuca w jej stronę: to jest teatr!
"Ja, Feuerbach", w reżyserii Krzysztofa Orzechowskiego, to jest właśnie teatr. Mądry i uczciwy.»
Kraków wreszcie doczekał się opery. W sobotę uroczyście otwarto nowy gmach przy ul. Lubicz. Podczas inauguracji zachwyty mieszały się z narzekaniami.

Na początku był pokaz zdjęć dokumentujących kolejne etapy budowy. Gdy na ekranie pokazał się stary budynek operetki z charakterystycznym neonem, na sali rozległy się śmiechy - i westchnienie ulgi. Większość obecnych na sali znała kilkudziesięcioletnią historię bezskutecznych starań o budowę opery w Krakowie. Starań uwieńczonych wreszcie sukcesem.

- Jeżeli ktoś myśli, że to sen, to się myli. Sen się zakończył, marzenia się spełniły. Jesteśmy razem w nowym budynku Opery Krakowskiej - rozpoczął uroczystość Bogusław Nowak, dyrektor opery. Zaproszony na współgospodarza wieczoru Krzysztof Orzechowski, dyrektor Teatru im. Słowackiego, w którym opera grała przez lata, wszedł na scenę z sakwojażem, z którego wypuścił ducha opery. - Przez 50 lat w Teatrze im. Słowackiego straszył duch opery. Schwytałem go i przyniosłem, by stał się prawdziwym duchem w operze - wyjaśnił.

Bogdan Zdrojewski, minister kultury, powiedział, że widział wiele miast, które operę zamieniły na operetkę, ale tylko Kraków zrobił na odwrót. - Opera ważniejsza jest od stadionów, bo kultura nas nigdy nie zawodzi - dodał, co wzbudziło żywą aprobatę zebranych.

Prezydent Jacek Majchrowski z kolei uświadomił nam, że przy rondzie Mogilskim nie ma szans powstać żadna inwestycja, która nie ma co najmniej 30-letniej genezy. Romuald Loegler, projektant budynku, wyraził zaś nadzieję, że nowy gmach opery tak wrośnie w krajobraz miasta jak Teatr im. Słowackiego, który - podobnie jak opera - budził wiele sporów.

Po przecięciu wstęgi scena została poświęcona przez arcybiskupa Stanisława Dziwisza i publiczność ruszyła na zwiedzanie gmachu. Słychać było i narzekania, i głosy zadowolenia. A pół godziny później rozpoczęła się premiera "Diabłów z Loudun" Krzysztofa Pendereckiego.

Ten pierwszy raz w Operze Krakowskiej (z notatnika krakowskiego melomana)

Były narzekania:

- Za mała scena. Mniej więcej taka jak w Teatrze im. Słowackiego. Mamy więc nową operę ze starą sceną, na której liczny chór depcze sobie po piętach.

- Tylko dwa wyjścia z amfiteatru, czyli głównej widowni na ponad 300 miejsc. Wyjścia są jedynie na dole, na poziomie sceny. Nie ma również przejścia przez środek widowni, co sprawia, że zajmowanie (i opuszczanie) miejsc trwa długo. Nie chodzi tylko o wygodę widzów, ale o bezpieczeństwo.

- Z bocznych miejsc (moje miejsce - rząd szósty, miejsce trzecie) nie było widać całości sceny. W oglądaniu przeszkadzają też reflektory podwieszone pod balkonem. Szeroka rama sceniczna również ogranicza widoczność.

- Na ostatnim balkonie nie najlepsza akustyka - z pogłosem jak w studni.

Były też zachwyty:

- W amfiteatrze i na pierwszym balkonie bardzo dobra akustyka.

- Widownia jest przyjazna dla oka (lekka architektura, udane połączenie różnych odcieni i faktur czerwieni) i dla ciała (fotele, choć chudo wyściełane, są wygodne, a przerwy między rzędami - wystarczająco szerokie).

- Obszerne i wygodne (pomijając wątpliwą estetykę) foyer, szerokie korytarze i schody, winda - przed spektaklem i w przerwach nie trzeba się tłoczyć.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
Sztuka Anny Burzyńskiej to śmieszno-smutna historia miłości akompaniatora do operowej divy. Biała sterylna scenografia, na środku fioletowy fortepian. - Idziemy w kierunku nowoczesności - mówi Krzysztof Orzechowski, dyrektor teatru.

Skecz z akompaniatorem i divą, napisany przez Burzyńską kilka lat temu, był prezentem dla śpiewaczki Jadwigi Romańskiej. Z piętnastominutowej scenki zrodził się pomysł na sztukę. Tytułowy akompaniator, zakochany w divie od trzydziestu lat, postanawia wreszcie wyznać swą miłość i się oświadczyć. Zakłada stylową kamizelkę, przychodzi na próbę. Problem w tym, że diva ceniła go do tej pory przede wszystkim za to, że... nigdy się nie odzywał. - Już dziś nie pisze się takich sztuk. Tekst „Akompaniatora” zafascynował mnie przede wszystkim dlatego, że jest bardzo staroświecki. Jak wiadomo, nie znoszę nowych brutalistów. Mój mistrz Konrad Swinarski mówił, że natura ludzka nie jest ani biała, ani czarna, tylko w kratkę. Natura bohaterów tej sztuki jest właśnie w kratkę - mówi Józef Opalski, reżyser spektaklu.

Scenografię i kostiumy przygotował Adam Łucki. - Scenografia, która wydaje się dość prosta, kryje wiele niespodzianek, których na razie nie chcę zdradzać. W foyer teatru będzie również wystawa związana z tematem spektaklu - dodaje Łucki. W roli divy wystąpi Monika Niemczyk, kiedyś aktorka Starego Teatru, którą krakowska publiczność po latach nieobecności znów będzie mogła zobaczyć na scenie, Marcin Kuźmiński wcieli się w postać akompaniatora. - Jestem bardzo szczęśliwa, że doszło do realizacji mojej sztuki. Narzekałam, że mało jest interesujących dwuosobowych tekstów. Dyrektor powiedział: to napisz coś. I napisałam „Akompaniatora” - mówi Burzyńska.

Iga Dzieciuchowicz / Gazeta Wyborcza Kraków
Wroman, o Fabrycznym to juz nie chcialam wspominac bo szkoda slow...


Urodzaj na kandydatów
wiol 2006-10-17, ostatnia aktualizacja 2006-10-17 19:53
Zarejestrowano już 13 kandydatów na prezydenta Łodzi. Czy przybędą kolejni? Termin zgłaszania mija dziś o północy.
Wczoraj zgłosili się Grażyna Gałkiewicz, kandydatka KWW Wojewódzki Ruch Samorządowy i Jacek Kardaszewski, kandydat Listy Sowińskiego.

Oprócz nich na prezydenta Łodzi wystartują: Krzysztof Kwiatkowski (PO), Krzysztof Makowski (lewica i demokraci), Jerzy Kropiwnicki (Prawo i Sprawiedliwość), Tadeusz Matusiak ("Przymierze"), Paweł Frankowski (Samoobrona), Mirosław Orzechowski (LPR), Waldemar Bohdanowicz (Lepsza Łódź), Piotr Misztal (Ruch Ludowo-Narodowy), Marek Jabłoński (Porozumienie Robotniczo-Ludowe), Janusz Gołygowski (Bezpartyjne Forum Samorządowe), Mieczysław Targosz (Unia Polityki Realnej).

zrodło: www.gazeta.pl

przy okazji....
http://forum.gazeta.pl/fo...4006&a=50494006
kilka calkiem trafnych spostrzezen...

znalazłam :clever:
Alicja w Krainie Czarów
Antoni Marianowicz (wg Levisa Carrolla)
Muzyka: Ryszard Siedlecki

POLSKIE NAGRANIA - muza records SX 1321-co byś wiedział :clever:

Obsada: Alicja - Magda Zawadzka
Biały Królik - Wieńczysław Gliński
Mysz - Iga Cembrzyńska
Bazyli - Wojciech Siemion
Biś - Karol Stępkowski
Pan Gąsiennica - Piotr Fronczewski - GWIAZDOR
Księżna - Renata Kossobudzka
Kot Dziwak - Wiesław Michnikowski
Szarak bez piątej klepki - Marian Kocimiak
Zwariowany Kapelusznik - Mieczysław Czechowicz
Suseł - Jan Kociniak
Siódemka - Jerzy Dukay
Piątka - Rudolf Gołębiowski
Król Kier - Tadeusz Bartosik
Królowa Kier - Irena Kwiatkowska
Walet Kier - Krzysztof Orzechowski
Kat - Andrzej Stockinger
Smok - Janusz Zakrzyeński
Niby Żółw - Andrzej Tomecki

Zespół Instrumentalny pod dyrekcją Ryszarda Sielickiego
Reżyser Nagrania - Z. Gajewska
Operator Dźwięku - J. Słotwińska


Reżyseria Wiesław Opałek

Made in Poland
Cena 180zł - :lol:

w zbiorach mam również piosenki dla przedszkolaka dwie częsci, koziołka matołka część IV, Chatka Puchatka, Smerfy, Księżniczka na ziarnku grochu, Piosenki z plecaka Tik-Taka, Piccolo Coro dell'Antoniano - dwie części :> i wiele innych....



niewiem co powiedzieć , w składzie wersji która mnie interesuje występuje Irena Kwiatkowska a tu jej niewidze :P ale raczej biore te płyte tylko musisz podzielić cene przez 10 a potem pomnożyć przez 2 i dobijamy targu :lol:
znalazłam :clever:
Alicja w Krainie Czarów
Antoni Marianowicz (wg Levisa Carrolla)
Muzyka: Ryszard Siedlecki

POLSKIE NAGRANIA - muza records SX 1321-co byś wiedział :clever:

Obsada: Alicja - Magda Zawadzka
Biały Królik - Wieńczysław Gliński
Mysz - Iga Cembrzyńska
Bazyli - Wojciech Siemion
Biś - Karol Stępkowski
Pan Gąsiennica - Piotr Fronczewski - GWIAZDOR
Księżna - Renata Kossobudzka
Kot Dziwak - Wiesław Michnikowski
Szarak bez piątej klepki - Marian Kocimiak
Zwariowany Kapelusznik - Mieczysław Czechowicz
Suseł - Jan Kociniak
Siódemka - Jerzy Dukay
Piątka - Rudolf Gołębiowski
Król Kier - Tadeusz Bartosik
Królowa Kier - Irena Kwiatkowska
Walet Kier - Krzysztof Orzechowski
Kat - Andrzej Stockinger
Smok - Janusz Zakrzyeński
Niby Żółw - Andrzej Tomecki

Zespół Instrumentalny pod dyrekcją Ryszarda Sielickiego
Reżyser Nagrania - Z. Gajewska
Operator Dźwięku - J. Słotwińska


Reżyseria Wiesław Opałek

Made in Poland
Cena 180zł -

w zbiorach mam również piosenki dla przedszkolaka dwie częsci, koziołka matołka część IV, Chatka Puchatka, Smerfy, Księżniczka na ziarnku grochu, Piosenki z plecaka Tik-Taka, Piccolo Coro dell'Antoniano - dwie części :> i wiele innych....

dostalem fotke kolejowa
Przecież tam nic nie widać, a napis ołówkiem "Swobnica" to fałsz?

Ale coś innego mnie dziś trafiło! Kolejny sukces policji - złapali przestępców!!!
Cytuję cały tekst z dzisiejszego gs-u:

Stargard: skarby tylko dla archeologów

Trzech mężczyzn w ciągu ostatnich kilku dni wpadło w ręce policji. Odpowiedzą za niszczenie stanowisk archeologicznych.

42-letni Andrzej M. ze Stargardu za pomocą urządzenia do wykrywania metali na nieoznakowanych stanowiskach archeologicznych znalazł i wykopał przedmioty wartości historycznej - informuje mł. asp. Krzysztof Orzechowski z komendy powiatowej w Stargardzie. - Znaleziono przy nim niemieckie monety pochodzące najprawdopodobniej z XIX i początku XX w., metalową klamrę do paska, guziki z inskrypcjami i metalowe tabliczki z niemieckimi napisami.

Po zasianych polach

Kryminalni z KMP ze Szczecina w mieszkaniu Andrzeja M. znaleźli sporą ilość sprzączek i zapinek metalowych, srebrne i miedziane monety, medale okolicznościowe. Wśród nich medal z podobizną Marcina Lutra z 1885 r., a także figurkę metalową mężczyzny ubranego w surdut, prawdopodobnie pochodzącą z początku XIX w.
- Ciągle tu chodzą i grzebią - mówi Helena Jaroszewska z ul. Nowowiejskiego, do której należą pola uprawne, kryjące cenne znaleziska. - Mieszkamy tu od 30 lat i tak jest od zawsze, ale w tym roku, to prawdziwa plaga. Przyjeżdżają przeważnie ze Szczecina. Ostatnio w ośmiu chodzili po naszej działce.

- Jeden w ubiegłym roku zgubił sprzęt i nawet powiesił ogłoszenie - dodaje Tadeusz Jaroszewski. - Szkody tylko robią, bo chodzą po zasianych polach.

Monety i guziki
Dwa dni wcześniej policja na tych samych stanowiskach archeologicznych zatrzymała dwóch mężczyzn. Przy jednym z nich znaleziono stare monety, guziki i inne przedmioty z metali kolorowych. Za taki czyn, według ustawy o ochronie zabytków, grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.

- By cokolwiek wydobyć z ziemi trzeba mieć pozwolenie, które wydaje wojewódzki urząd ochrony zabytków - tłumaczy Marcin Burdziej, archeolog ze stargardzkiego muzeum. - Wydawane one są tylko archeologom. Za badania archeologiczne, prowadzone bez zezwolenia, grożą konsekwencje prawne. W ramach stanowiska archeologicznego to jest przestępstwo, poza nim - wykroczenie. Nieporozumieniem jest tłumaczenie, że ktoś nie wiedział, że tam było stanowisko archeologiczne. Przecież przypadkowo tam się nie znalazł!

Po prostu brak słów. Tyle lat już środowisko wnioskuje o zmianę ustawy, tyle lat po zmianach i ciągle trudno jest wziąć przykład z normalnych państw, gdzie nie traktuje się wszystkich jak złodziei, a na dodatek korzysta się z ich zaangażowania, wiedzy i poświęcenia... Raz jeszcze


Psychoza pod Szczecinem - ktoś napada i kłuje igłą kobiety
RMF FM | dodane 2008-09-29 (17:09)

Policja w Stargardzie Szczecińskim poszukuje mężczyzny, który napada na kobiety i kłuje je igłą - podaje RMF FM. Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodniu odnotowano dwa takie przypadki. Ofiary są przerażone. Wciąż nie są jeszcze znane wyniki badań.


Poszukiwany mężczyzna napadał na kobiety na jednym ze stargardzkich osiedli - mówi aspirant Krzysztof Orzechowski, rzecznik tamtejszej policji. Dodaje, że napastnik używał samej igły lub igły ze strzykawką.

Osoby pokrzywdzone zostały skierowane na badania, ale ich wyniki nie są jeszcze gotowe.

Policja przygotowuje portret pamięciowy napastnika.


Jak to przeczytałem, to aż mnie ciarki przeszły. Szaleniec, zboczeniec, albo diler narkotyków. Mam nadzieję, że go szybko złapią.
Syn wjechał w drzewo - zginęła matka

Dziś przed południem, na drodze ze Stargardu do Maszewa, w okolicy Kicka, miał miejsce tragiczny wypadek drogowy. Kierowca wjechał w drzewo. Jest w ciężkim stanie. Na miejscu zginęła jego matka.

Do zdarzenia doszło około godziny 11.30. Jak ustaliła stargardzka policja, kierujący suzuki swift 25-letni Adam M. z Pyrzyc nie zachował ostrożności na łuku jezdni, zjechał na pobocze i uderzył w drzewo. Na miejscu śmierć poniosła pasażerka suzuki, 49-letnia Irena M. z Pyrzyc, matka Adama M. Świadkowie wypadku wydobyli ich z auta przed przybyciem służb ratunkowych.

- Kierowca w ciężkim stanie, z urazem kręgosłupa i licznymi urazami wewnętrznymi przewieziony został śmigłowcem do szpitala w Szczecinie-Zdunowie - informuje mł. asp. Krzysztof Orzechowski, rzecznik stargardzkiej policji.

KPP Stargard bada sprawę niedzielnego wypadku. Powołany zostanie biegły.

źródło:gs24
Tamara Arciuch-Szyc (ur. 24 marca 1975 w Skierniewicach) – polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna.

Jest absolwentką Liceum ogólnokształcącego im. Bolesława Prusa w Skierniewicach. W 1998 roku ukończyła krakowską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną.

W Teatrze Ludowym w Krakowie debiutowała rolą Heleny w Panu Jowialskim (7 lutego 1997) Aleksandra Fredry. W teatrze tym zatrudniona była w latach 1998-1999 (potem do 2001 bez etatu).

Na scenie Teatru Wybrzeże po raz pierwszy widzowie zobaczyli ją w przedstawieniu Biedermann i podpalacze w reżyserii Krzysztofa Babickiego 5 grudnia 1998. W teatrze tym była aktorką etatową od 2001 do 2008 r.[1].

Grała Janie w Nie teraz, kochanie (20 sierpnia 2000), farsie w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza.

O pracy nad przedstawieniem Preparaty (20 maja 2001) w reżyserii Ingmara Villqista mówi, że nie pamięta, aby jakiś spektakl teatralny budził w niej takie emocje. Widzowie pamiętają jej doskonałą kreację Lillian Holiday w Happy Endzie Brechta i Weilla (15 grudnia 2001).

Talent do kreowania postaci komediowych ukazała na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni rolą Roxie Hart w musicalu Maurine Dallas Watkins Chicago (pokaz premierowy 6 czerwca 2002).

Nagrody [edytuj]

W 1998 roku na XVI Festiwalu Sztuk Teatralnych w Łodzi otrzymała wyróżnienie za rolę w spektaklu dyplomowym PWST w Krakowie, Samobójca Nikołaja Erdmana.

W roku 2006 otrzymała wyróżnienie w Opolu za rolę Maryny w Weselu Stanisława Wyspiańskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Spektakle teatralne [edytuj]

Teatr Ludowy, Kraków-Nowa Huta [edytuj]

* 1997 Nocne tańce wieczystego jako Paulinka (reż. Krzysztof Orzechowski)
* 1997 Pan Jowialski jako Helena (reż. K. Orzechowski)
* 1998 Wieczór kawalerski jako Judy (reż. Janusz Szydłowski)

Teatr Wybrzeże, Gdańsk [edytuj]

* 1999 Biedermann i podpalacze jako Anna (reż. K. Babicki)
* 2000 Krótka przechadzka... jako Brysia (reż. zespołowa)
* 2000 Sługa dwóch panów jako Beatrice z Turynu (reż. Giovanni Pampiglione)
* 2000 Po deszczu jako Ruda (reż. Anna Augustynowicz)
* 2001 Nie teraz, kochanie jako Janie McMichael (reż. G. Chrapkiewicz)
* 2001 Preparaty (reż. Ingmar Villqist)
* 2002 Happy End jako Lillian Holiday (reż. Marjorie Hayes)
* 2003 Sen pluskwy (reż. Ondrej Spisak)
* 2003 Sprawa miasta Ellmit jako Prokurator (reż. I. Villqist)
* 2004 Nasi (reż. Anna Trojanowska)
* 2004 Kobiety zza wschodniej granicy (reż. M. Ostrokólska, M. Koszałka)
* 2004 Helmucik (reż. I. Villqist)
* 2005 Kronika zapowiedzianej śmierci jako Divina Flor (reż. Wojtek Klemm)
* 2005 Koleżanki jako Paulina (reż. G. Chrapkiewicz)
* 2005 Wesele jako Maryna (reż. Rudolf Zioło)

Inne teatry [edytuj]

Stowarzyszenie Teatralne "Łaźnia", Kraków

* 1998 Ryszard III jako Elżbieta (reż. Maciej Fugas)

Teatr Muzyczny im. Baduszkowej, Gdynia

* 2002 Chicago (reż. Maciej Korwin, Jarosław Staniek)

Teatr Telewizji

* 1999 Chińska kokaina jako Modelka (reż. Krzysztof Zaleski)
KANDYD, CZYLI OPTYMIZM

WG WOLTERA


tłumaczenie TADEUSZ BOY - ŻELEŃSKI

adaptacja MACIEJ WOJTYSZKO, KRZYSZTOF ORZECHOWSKI

reżyseria, teksty piosenek MACIEJ WOJTYSZKO

współpraca reżyserska PAWEŁ AIGNER

muzyka JERZY DERFEL

scenografia ZOFIA DE INES

kierownictwo muzyczne ARTUR JERZY ZIELIŃSKI
asystent reżysera MAGDALENA PAUK

występują
w tytułowj roli MACIEJ STUHR / KONRAD MARSZAŁEK


oraz
AGNIESZKA DRUMIŃSKA, ADRIANNA JANOTA, KATARZYNA KOZAK,
MARTA KUSZAKIEWICZ, DOMINIKA ŁAKOMSKA, OLGA SZOMAŃSKA-RADWAN,
MARGITA ŚLIZOWSKA, KLEMENTYNA UMER, KATARZYNA ŻAK,
LESZEK ABRAHAMOWICZ, JERZY DERFEL, MAREK FRĄCKOWIAK, PIOTR FURMAN,
ROBERT KOWALSKI, MIECZYSŁAW MORAŃSKI, MAREK URBAŃSKI,
TADEUSZ WOSZCZYŃSKI, DANIEL ZAWADZKI, ARTUR JERZY ZIELIŃSKI

czas trwania: 1 godz. 45 min.

„Kandyd, czyli optymizm” - muzyczny spektakl w reżyserii Macieja Wojtyszki, z muzyką Jerzego Derfla. Płomienny afekt do prześlicznej Kunegundy, młodość, otwartość, wiara we wszechobecne dobro, pogoda ducha, wesołość i tytułowy optymizm to miłe elementy charakteru Kandyda - młodego Westfalczyka, bohatera wolterowskiej powiastki. W tej roli grają na zmianę Maciej Stuhr i Konrad Marszałek. Jednakowoż niektóre z cech przydanych temu gładkiemu młodzieńcowi jak nieprzymierzając - nieroztropność, czy też krwi gorącość i chłopięcej natury gwałtowność powodują popełnienie dosyć niewinnej ale bądź co bądź niefortunnej gafy wobec przyszłego teścia - barona de Thunder Ten Tronckh, który w gniew groźny wpada i zmusza Kandyda do wędrówki po świecie, po której jednak wróci odmieniony, okrzepły, rozsądniejszy i chyba poprzez ten rozsądek oraz przeżyte doświadczenia i przypadki mądrzejszy – nawet od swego niedawnego nauczyciela Panglossa.

Co zaś się takiego stało, co się wydarzyło w czasie tych kandydowych po świecie wędrówek, że nieopierzony, acz zawsze ciepły i miły chłopiec okrzepł, zmężniał, wydoroślał nie tracąc jednocześnie młodzieńczego uroku i niezmierzonych pokładów humoru. Reżyser przedstawienia Maciej Wojtyszko wspólnie z kompozytorem Jerzym Derflem napisali do tego spektaklu piosenki. Wykonuje je znakomity zespół Rampy w kolorowo-bajkowych kostiumach autorstwa Zofii de Ines.

A, że to bajka, i to bajka z uśmiechem – kończy się dobrze i smucić widza żadną miarą ochoty nie ma. Jest za to całkiem niebajkowy morał, który powoduje, że i poczujesz się lepiej, i smutki w teatrze zostawisz, a do domu wrócisz lekko jako ten Kandyd – szczerze uśmiechnięty i chyba, na co jest znaczna pewność, przynajmniej odrobinę mądrzejszy














  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • piotrrucki.htw.pl

  • © wojtekstoltny design by e-nordstrom