krzysztof gorecki
wojtekstoltny


Zamek w Gniewie na sprzedaż - druga odsłona. Władze gminy Gniew przygotowują się do ogłoszenia drugiego przetargu na sprzedaż Wzgórza Zamkowego. Na razie dokładna kwota, do jakiej zejdzie cena oferowanego na sprzedaż majątku, jeszcze nie jest znana, ale będzie to prawdopodobnie kilka milionów mniej niż za pierwszym razem. Jak podkreśla Bogdan Olszewski, wiceburmistrz Gniewa, obniżka będzie dostrzegalna dla inwestorów. – Nie będzie ona jednak jednocześnie drastyczna, aby nie uszczuplić wartości oferowanego majątku – zastrzega włodarz.

Wcześniej było to około 41 mln zł. Pierwszy przetarg nie został rozstrzygnięty - nie wpłynęła ani jedna oferta. Taką sytuację samorządowcy tłumaczą m.in. panującym kryzysem. Kiedy upłynął wyznaczony termin nie wpłynęło wadium zapytany o powód takiej sytuacji przewodniczący Rady Miejskiej w Gniewie Janusz Karzyński stwierdził: – To jeszcze świeża sprawa, więc nie odpowiem, czy radni zdecydują się na ogłoszenie drugiego przetargu – przyznaje Janusz Karzyński. – Moim zdaniem, trzeba ogłosić ponowny przetarg, ale nie od razu. Powinniśmy przeczekać kryzys finansowy jaki pojawił się na świecie. W tej sytuacji trzeba będzie zlecić ponowną wycenę wzgórza zamkowego. W przyszłym tygodniu będzie sesja, na której na pewno poruszymy ten temat.
Sesji poświęconej sytuacji sprzedaży Wzgórza Zamkowego dotąd nie było. Nie ma takiego punktu w porządku obrad na dzisiaj zaplanowanej sesji gniewskiego samorządu. Temat jednak jest wciąż aktualny...
– O sprzedaży zamku rozmawiać będziemy na posiedzeniach komisji praktycznie zaraz po listopadowej sesji – zaznacza wiceburmistrz. – Chcemy na spokojnie przeanalizować sytuację. Temat trafi pod obrady na sesji w grudniu.

A jak wygląda sytuacja co do wyceny dla potrzeb drugiego przetargu? – Wartość przeznaczonego na sprzedaż majątku, w myśl obowiązującego prawa, może zostać zmniejszona nawet o połowę. Takiej wersji jednak na pewno, nie przewidujemy.
Ustawa przewiduje, że możemy drugi przetarg może zostać ogłoszony nie wcześniej niż 14 dni po otwarciu ofert i nie później niż sześć miesięcy po tym fakcie.
– Prawdopodobnie przetarg ogłoszony zostanie w styczniu przyszłego roku – informuje Bogdan Olszewski.
A jak na brak oferentów reaguje załoga zamku? Okazuje się, że całkiem spokojnie. Bacznie obserwują, co się w tej materii dzieje...
– Wcale się nie dziwię, że pierwszy przetarg nie został rozstrzygnięty – mówi Krzysztof Górecki, dyrektor Fundacji Zamek w Gniewie. – Mamy kryzys, a w dobie kryzysu, jako pierwsza "dostaje" turystyka. Trudno przecież powiedzieć, że ta gałąź jest z tych określanych mianem pierwszej potrzeby. Do tego co się dzieje podchodzimy bardzo ostrożnie.
Załoga warowni przyznaje, że raczej trudno oczekiwać, że ktoś zainwestuje, jakby nie patrząc bardzo poważną kwotę. – Raczej zainwestuje we własną firmę – zastanawiają się. – Tym bardziej, że tak naprawdę nikt nie potrafi określić, jak długo taka sytuacja na światowych rynkach się utrzyma.
Krystyna Paszkowska - NaszeMiasto.pl



Prezydent Piotr Uszok prosi premiera o pieniądze na budowę NOSPR
dziś
Projekt budowy nowego gmachu Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia nie dostał unijnych pieniędzy.

Środki z programu "Kultura i dziedzictwo kulturowe" przyznawało w tym miesiącu Ministerstwo Kultury. Walczyło o nie aż 120 projektów z całej Polski. Do rozdania było 720 mln zł. W województwie śląskim pieniądze dostały cztery projekty, w tym dwa z Katowic - Filharmonia Śląska i Biblioteka Śląska.

Co dalej z projektem NOSPR? Czy realizacja inwestycji jest zagrożona? Miasto nie składa broni w walce o pieniądze.


- Prezydent Piotr Uszok wystąpił właśnie do premiera Donalda Tuska z prośbą o umieszczenie budowy NOSPR jako zadania inwestycyjnego na lata 2010-2012 - informuje Joanna Wnuk- Nazarowa, dyrektorka NOSPR.

Pod listem swoje podpisy złożyły znane osobistości świata polityki i kultury - m.in. Jerzy Buzek, Kazimierz Kutz, Jan Olbrycht, Krzysztof Penderecki, Wojciech Kilar, Henryk Mikołaj Górecki, Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Małgorzata Szumowska.

- Taka prośba nie może zostać niezauważona - Wnuk-Nazarowa nie traci nadziei, że pieniądze w budżecie państwa na katowicką inwestycję się znajdą. - Orkiestra nie może dłużej grać w takich warunkach jak dziś, w nieremontowanym od 20 lat budynku. Poza tym nowa siedziba NOSPR byłaby też centrum edukacji muzycznej dla młodzież, studentów - dodaje.

Dziś NOSPR gra w Górnośląskim Centrum Kultury. Nowy gmach ma powstać na terenie dawnej kopalni Katowice, niedaleko Spodka, w pobliżu nowego Muzeum Śląskiego i Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Te dwa projekty mają już źródła finansowania. Nowa siedziba NOSPR ma kosztować 163 mln zł, z czego 30 proc. sfinansuje miasto.

- Gdyby na inwestycję znalazły się pieniądze w budżecie państwa, w 2014 roku moglibyśmy otwierać salę - ocenia dyrektorka NOSPR.

Wniosek o unijne środki na budowę NOSPR przepadł, ponieważ jedna z rubryk o planie zagospodarowania przestrzennego nie została wypełniona. - Dała o sobie znać nasza śląska uczciwość. Nie był jeszcze rozstrzygnięty konkurs architektoniczny, więc miasto nie chciało tworzyć fikcyjnego planu - tłumaczyWnuk-Nazarowa.

Dzięki pieniądzom unijnym rozbuduje się Filharmonia Śląska, która dostała 19 mln zł. Do budynku przy ul. Sokolskiej dobudowane zostanie szklane piętro, powstanie nowa sala kameralna i kawiarnia z ogrodem.

Biblioteka Śląska dostała 6 mln zł. Prof. Jan Malicki, dyrektor, ma w planie umieszczenie w internecie wszystkich cennych rękopisów i starodruków.

Katarzyna Wolnik - POLSKA Dziennik Zachodni

http://katowice.naszemiasto.pl/wydarzenia/962963.html


Cztery projekty kosztowały nasz budżet ponad trzy tysiące złotych
17.10.2008
Miasto chce mieć swoje logo, ale propozycje przedstawione na oficjalnej stronie internetowej, delikatnie mówiąc, nie podobają się mieszkańcom.

Każdy żorzanin ma czas do 20 października, aby wyrazić swoje zdanie w sprawie przedstawionych projektów na logo, które ma być wizytówką miasta. Wystarczy napisać e-maila do urzędników i wyrazić swoja opinię. Na razie zdecydowana większość komentarzy jest sceptyczna. - Z informacji, jakie do nas docierają widać, że mieszkańcy nie są zachwyceni naszymi propozycjami - przyznaje Tomasz Górecki, rzecznik prasowy magistratu.

- Nie podobają mi się te projekty - mówi wprost licealista Daniel. - One nie mają nic wspólnego z naszym miastem - dodaje. Dwa z proponowanych projektów są do siebie bardzo podobne. Oba przedstawiają pomarańczowe dłonie, które obejmują granatowy kwadrat. Projekt, zdaniem urzędników, bezpośrednio odnosi się do hasła zawartego w przyjętej przez radnych Strategii Rozwoju Miasta "Żory - przyjazne miasto" czego symbolem są dłonie. Trzecia z propozycji to czerwony kwadrat z pętelkami. Ta propozycja podkreśla, jak doskonale położone są Żory. Czwarty i ostatni projekt symbolizuje stały rozwój miasta oraz to, że jego siłą są dobrze wykształceni i mobilni ludzie. Na pomarańczowym kwadraciku widać granatową postać, która chce z niego uciec. Całość ma kształt litery "Ż".

To nie jest pierwsza próba przyjęcia logo miasta. Przed trzema laty zorganizowano konkurs dla mieszkańców, ale jury nie spodobała się żadna z przesłanych propozycji. Teraz urzędnicy wzięli sprawy w swoje ręce i zlecili wykonanie czterech projektów. Z budżetu poszło na ten cel ponad trzy tysiące złotych. Zdaniem mieszkańców, to pieniądze wyrzucone w błoto.

- Powinno się ogłosić kolejny konkurs wśród plastyków, znawców tematu i jeśli logo zostałoby zaakceptowane, to dopiero wtedy miasto powinno zapłacić za konkretny projekt - mówi Krzysztof Białoń, mieszkaniec osiedla Sikorskiego. Opinie w sprawie logo można przesyłać do urzędu jeszcze tylko do poniedziałku. Później zapozna się z nimi prezydent miasta i to on zdecyduje o tym, czy któryś z projektów stanie się oficjalnym logo.

Tomasz Siemieniec - POLSKA Dziennik Zachodni

http://zory.naszemiasto.pl/wydarzenia/910146.html


Kolorowa kostka zamiast dziurawego asfaltu
22.08.2008

Fragment Boryńskiej zmienił się nie do poznania. Czas na dalszy remont ulicy.
Za kilka dni zakończy się pierwszy etap modernizacji najdłuższego i najpopularniejszego deptaka w mieście.

Na razie gotowy jest ponad stumetrowy odcinek, ale już teraz widać, że Boryńska może się stać najładniejszym miejscem spacerowym w mieście.

Dziurawy asfalt został zastąpiony kolorową kostką brukową. Stare betonowe lampy uliczne zastąpiono nowoczesnymi metalowymi.

Wzdłuż deptaka ustawiono ławki i, co na żorskie warunki jest nowością, co dziesięć metrów zamontowano eleganckie kosze na śmieci. Dodatkowo pod drogą wymieniono wszystkie rury wodociągowe i kanalizacyjne, a także kable energetyczne i telefoniczne.

Jednym słowem odcinek ulicy Boryńskiej od ronda do klubu Ambasada zmienił się nie do poznania.

W końcu ktoś pomyślał o wizerunku osiedli, a nie tylko o okolicach Rynku - mówi Krzysztof Paździor z osiedla Księcia Władysława. - Dziwię się, że dopiero teraz zabrali się za tę ulicę, przecież tym deptakiem codziennie chodzi po kilkanaście tysięcy ludzi. Mam nadzieję, że do zimy dojadą z tym remontem do samego osiedla - dodaje żorzanin.

Na to niestety przyjdzie jeszcze poczekać. Planowany dalszy remont ma się rozpocząć najwcześniej w przyszłym roku.

Tomasz Górecki, rzecznik prasowy magistratu wyjaśnia, że modernizację pierwszego odcinka wymusił remont okolic komendy policji.

- Chcieliśmy prace wykonać mniej więcej w tym samym czasie. Zrobiony odcinek kosztował nasz budżet 730 tysięcy złotych. Kolejny etap, od klubu Ambasada, aż do pomnika księcia Władysława planowany jest na przyszły rok. Wszystko zależy jednak od tego, czy wystarczy pieniędzy - dodaje Górecki.


Fot. Tomasz Siemieniec


To nie podoba się mieszkańcom. - Jak coś się zaczyna, to trzeba jak najszybciej skończyć - mówi Donata Jabłonka. Od połowy września rozpoczynają się pierwsze prace nad przyszłorocznym budżetem. Wtedy władze dzielnicy Księcia Władysława będą mogły zabiegać o zapisanie w budżecie miasta stosownej kwoty na dokończenie remontu deptaka.

Ulica Boryńska na odcinku od bloku nr 7 na osiedlu Księcia Władysława, aż do komendy policji jest najdłuższym i najbardziej uczęszczanym deptakiem w Żorach.

Jest to najpopularniejsza droga wiodąca z osiedli Pawlikowskiego i Księcia Władysława na żorski Rynek. Droga nie była remontowana od co najmniej dwudziestu lat.

Tomasz Siemieniec - POLSKA Dziennik Zachodni
Stowarzyszenie Moje Miasto jako oficjalny partner Letniego Ogrodu Teatralnego zaprasza na tegoroczny Letno Ogrod Teatralny

polmetek juz praktycznie za nami.

Do zobaczenia...


Spektakl
02.08 (sobota), godz. 21.00
Teatr Nowy, Kraków
Griga według opowiadań A. Czechowa
Adaptacja i reżyseria: Piotr Sieklucki
Obsada: Aneta Wirzinkiewicz, Dominik Nowak, Piotr Sieklucki
www.teatrnowy.com.pl

Letnia Grządka Teatralna
03.08 (niedziela), godz. 16.00
Teatr Wielkie Koło, Będzin
Diabelskie kamienie i pazury

DRUGI WIECZÓR MUZYCZNY
cykl: jaZZ i okolice zaprasza na dwa koncerty z pogranicza jazzu i muzyki folkowej
03.08 (niedziela), godz. 20.00
1. Bartek Pieszka Quartet
Bartek Pieszka - wibrafon
Nikola Kołodziejczyk - fortepian
Maciej Szczyciński - kontrabas
Sebastian Kuchczyński - perkusja
2. Horny Trees
Paweł Szamburski - klarnet
Maciej Bielawski - gitara basowa
Hubert Zemler - perkusja
DJ Lenar - gramofon, laptop, elektronika
www.myspace.com/hornytrees

6 weekend

Spektakl
09.08 (sobota), godz. 21.00
Teatr Ludowy, Kraków
Miro Gavran: Wszystko o mężczyznach
Reżyseria: Tomasz Obara
Scenografia: Marek Braun
Przekład: Anna Tuszyńska
Występują: Krzysztof Górecki, Tomasz Obara, Piotr Pilitowski
www.ludowy.pl

Letnia Grządka Teatralna
10.08 (niedziela), godz. 16.00
Teatr Ludowy, Kraków
A. Ayckobourn: Niezwykły dom Pana A., czyli skradzione dźwięki
www.ludowy.pl

III Wieczór Kabaretowy
10.08 (niedziela), godz. 20.00
Kabaretowa Scena Trójki:
Artur Andrus i goście:
- Tomasz Sapryk
- Kabaret Świerszczychrząszcz
- Teatrzyk Piosenki Satyrycznej Czyści Jak Łza

7 weekend

Spektakl
16.08 (sobota), godz. 21.00
Teatr Polski, Bielsko Biała
A. Pałyga: Żyd
reżyseria: Robert Talarczyk
scenografia: Michał Urban
www.teatr.bielsko.biala.pl

Letnia Grządka Teatralna
17.08 (niedziela), godz. 16.00
Teatr Dzieci Zagłębia, Będzin
O. Wilde: Chłopiec z gwiazd
scenariusz: Dariusz Wiktorowicz
reżyseria: Wojciech Malajkat
scenografia: Barbara Wójcik-Wiktorowicz
muzyka: Grzegorz Turnau
www.teatr.bedzin.pl

8 weekend

Spektakl
23.08 (sobota), godz. 19.00
skrzyżowanie ulicy Staromiejskiej i Dyrekcyjnej
Teatr O Ultimo Momento, Francja/Portugalia
João Paulo P. Dos Santos/Rui Horta: Contigo
Choreografia: Rui Horta
Muzyka: Tiago Cerqueira i Vitor Joaquim
Kostiumy: Pedro P. Dos Santos
Wykonanie: João Paulo P. Dos Santos
www.scenesdecirque.org

Spektakl
23.08 (sobota), godz. 21.00
Tulave Divadlo, Trnawa, Słowacja
Jakub Nvota, Kamil Žiąka: Hamlet lub odnaleziona czaszka
Reżyseria: Jakub Nvota
Muzyka: Kamil Mikulčík
Obsada: L. Hurajová, K. Mikulčík, Š. Richterová, J. Nvota, P. Buocik i inni


Letnia Grządka Teatralna
24.08 (niedziela), godz. 16.00
Teatr Lalek Banialuka, Bielsko Biała
J. Zaborowski: Tomcio Paluszek
reżyseria: Witold Mazurkiewicz
scenografia: Jerzy Rudzki
muzyka: Krzesimir Dębski
www.banialuka.pl


TRZECI WIECZÓR MUZYCZNY
cykl: jaZZ i okolice zaprasza na koncert wybitnego włoskiego bandoneonisty
24.08.(niedziela), godz. 21:00
Daniele di Bonaventura Band’ Union
Danielle Di Bonaventura - bandoneon, fortepian
Marcello Peghin - gitara
Felice Del Gaudio - kontrabas
Alfredo Laviano - perkusja
www.danieledibonaventura.it

9 weekend

IV Wieczór Kabaretowy
30.08 (niedziela), godz. 20.00, podcienia GCK
XXL-ka czyli 30 lat Elżbiety Okupskiej na scenie
goście: Renata Przemyk, Maria Meyer, Michał Bajor, Janusz Radek, Artur Barciś, Robert Talarczyk, Igor Szebo, Kabaret Moherowe Berety, Kabaret Rak, Crazy Band, Mirosław Neinert

Bilety:
10 zł - spektakle
15 zł – wieczory kabaretowe i koncerty
Letnia Grządka Teatralna i spektakl Contigo – wstęp wolny
Promuj Śląsk na szyldach
dziś


Nazwy rodem z PRL już dawno powinny zniknąć, dlatego popieram pomysł RAŚ - mówi Stanisław Nikiel

Na Śląsku ciągle jest wiele ulic i palców, które mają nazwy kojarzące się jednoznacznie z PRL. W wielu przypadkach są to główne miejskie arterie.

- Tymczasem ludzie zasłużeni dla danego miasta czy regionu, są pomijani lub ich imieniem są nazywane małe, boczne dróżki. Chcemy to zmienić - mówi Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska.

Podaje też jeden z bardziej kuriozalnych przypadków. Od wielu lat RAŚ podejmuje starania, aby zmienić nazwę ulicy Erenburga w Opolu. Ilia Erenburg to radziecki pisarz, który nawoływał do mordowania Niemców.

- Delikatnie mówiąc, to niezbyt szczęśliwy patron dla jednej z największych ulic Opola - mówi Gorzelik.

Nazwy ulicy do tej pory nie udało się zmienić, bo zbyt wiele mieści się przy niej posesji. To wiązałoby się z ogromnymi kosztami, jakich wymaga wymiana dokumentów.

- Miedzy innymi z powodu tych kosztów radni nie zmienili nazwy - mówi Mirosław Pietrucha, rzecznik opolskiego magistratu.

RAŚ nie poddaje się i bierze pod lupę nazwy ulic w innych miastach. W Żorach działacze ruchu chcą zmienić nazwę Alei Armii Ludowej na Aleję Księdza Augustina Weltzela, autora pierwszej książki o historii miasta.

- W tym roku mija 120 lat od ukazania się jego monografii "Historia miasta Żory na Górnym Śląsku". To doskonała okazja, aby zamienić nazwę ulicy, która kojarzy się z komunizmem - mówi Krzysztof Gawliczek, wiceszef wodzisławsko-żorskiego koła RAŚ.

Propozycja zmiany nazwy trafiła do przewodniczącego rady miasta, Piotra Kosztyły, który przekazał pismo do miejskiego zespołu, który od wielu lat zajmuje się nadawaniem lub zmianą nazw ulic. Termin posiedzenia zespołu nie został jeszcze wyznaczony, ale już teraz wiadomo, że propozycja RAŚ raczej nie spotka się z przychylnością.

- Dla ks. Weltzela znajdziemy inną ulicę - mówi Tomasz Górecki, członek zespołu. Później sprawą zajmą się miejscy radni.

Członkowie RAŚ obawiają się, że może się powtórzyć sytuacja, jak z żorskim noblistą Otto Sternem, którego imieniem nazwano jeden z małych osiedlowych deptaków. - Naszym zdaniem takie postaci powinny patronować największym traktom - mówi Krzysztof Gawliczek.

Tymczasem mieszkańcy są w tej sprawie podzieleni.

- Szkoda pieniędzy na wymianę szyldów i dokumentów - mówi Bernadeta Paszek.

Inny żorzanin, Stanisław Nikiel uważa, że to całkiem dobry pomysł.

- Nie znam historii dotyczącej Augustina Weltzela, ale skoro jest zasłużonym człowiekiem dla miasta, to nie widzę żadnego problemu. Może już czas, by takie postaci mieszkańcy mogli lepiej poznać - dodaje.

Członkowie RAŚ zapewniają, że nie chcą nowych zmian wprowadzać "na siłę".

Lekcja regionalizmu

Członkowie Ruchu Autonomii Śląska zabiegają również o to, aby sześć rond w Wodzisławiu Śląskim nosiło nazwy ludzi związanych ze Śląskiem.

Nazwy (do tej pory ronda są bezimienne) mają proponować sami mieszkańcy i przesyłać do urzędu miasta. Później RAŚ - wraz z prezydentem miasta - wybiorą najlepsze propozycje.

Przedstawiciele Ruchu zapowiadają również, że będą się starać nadawać śląskie nazwy wszystkim nowym ulicom powstającym w całym województwie. Ale na tym nie koniec. Oprócz propozycji nowych patronów ulic, RAŚ proponuje zorganizowanie wykładów, podczas których mieszkańcy mogliby się dowiedzieć wszystkiego o proponowanym patronie ulicy. - Byłaby to doskonała lekcja historii i jeden z pomysłów na krzewienie wśród mieszkańców lokalnego patriotyzmu - uważa Jerzy Gorzelik.
Tomasz Siemieniec - POLSKA Dziennik Zachodni
http://zory.naszemiasto.pl/wydarzenia/809653.html
Ewex-bis Krzysztof Górecki(z Bieżunia) jeśli o tą firmę chodzi to poprzednią ich działalność trochę znam.Może teraz się ,,nawrócili" bo w poprzednim wcieleniu to narobili przekrętów, że kilka miesięcy prasa (rolnicza) ogólnokrajowa o tym pisała,interweniowało nawet Ministerstwo Rolnictwa (bez skutku).
Firma Ewex była pośrednikiem skupu mleka dla OSM Rypin i jak rolnicy powoli
zaczęli rezygnować z ich usług to pozostałych jeszcze (a było ich sporo) wezwali do podpisania nowych umów po pretekstem bodajże Vat-owskim. Były tak skonstruowane, że nikt nie spostrzegł podstępnych zapisów, które mówiły, że z chwilą odejścia ze spółki grożą poważne kary finansowe. Firma montowała rolnikom zbiorniki (różny sposób rozliczenia) i z chwilą rezygnacji naliczali spore kwoty(czyt. kary).
To było kilka lat temu 4-5 więc może teraz są solidną firmą.
UWAGA - są nowe terminy - 02.07 i 03.07
prosze zgłaszać, jak ktoś chce zmienić dotychczas ustalony termin

Lista aktualna

15.06
1. Szymon Kaczorowski
2. Krystian Jacek
3. Robert Szczelina
4. Piotr Bielatowicz
5. Aleksandra Bieńkowska

28.06
1. Patrycja Chowaniec
2. Mateusz Zawadzki
3. Michał Zmarz
4. Rafał Pytko
5. Artur Banaś
6. Piotr Mierzejski
7. Wojciech Wojtas-Niziurski
8. Tomasz Wójtowicz

29.06
1. Alan Meller
2. Michał Tarcz
3. Krzysztof Górecki
4. Tomasz Zmarz
5. Artur Staszczyk
6. Michał Drobot
7. Urszula Gutowska
8. Konrad Głowacki
9. Mateusz Jagieła
10. Marek Maśko
11. Maciej Kaczor
12. Wojciech Kordeusz
13. Sebastian Pamuła
14. Michał Pal
15. Kamil Bartocha
16. Jacek Rogoźnicki
17. Michał Mac

30.06
1. Piotr Andryszek
2. Paweł Fidelus
3. Konrad Sacała
4. Krzysztof Szromba
5. Jędrzej Grabowski
6. Krzysztof Danilewicz
7. Michał Kubak
8. Krystian Kichewko
9. Łukasz Mędrala
10. Mateusz Kwiatek
11. Krzysztof Olszewski
12. Łukasz Wójciuk
13. Łukasz Wójcik

02.07
1. Michał Rojek
2. Ewa Matczyńska
3. Leszek Horwath
4. Karol Kosiński
5. Anna Lewicka
6. Katarzyna Gałwa
7. Krzysztof Roksela
8. Łukasz Dobrzyński
9. Agnieszka Deszyńska
10. Paweł Czemerys
11. Tomasz Mikołajewski
12. Maria Paprocka
13. Grzegorz Oryńczak
14. Tomasz Dolot
15. Bartłomiej Filipek
16. Paweł Zaborski
17. Maria Kozińska

03.07
1. Aleksandra Sendecka
2. Marcin Skrobot
3. Grzegorz Rakowski
4. Michael Święcicki
5. Marta Pajura
6. Marcin Draszczuk
7. Wojciech Jabłonka
8. Maciej Cupiał
9. Tomasz Paczkowski
10. Konrad Gąska
11. Adam Czerski
12. Łukasz Tymoszczuk
13. Marta Poniecka
14. Michał Handzlik
15. Piotr Kaleta
16. Piotr Bzdęga
17. Filip Sobczak
"Wszystko o mężczyznach" w reż. Tomasza Obary na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

«Mężczyzna to stworzenie dość proste w obsłudze. By sprawnie funkcjonował, wystarczy:

a. Dostarczyć mu odpowiednią ilość gadżetów, którymi będzie mógł imponować znajomym. Przeważnie wystarcza do tego samochód, choć w skrajnych przypadkach kończy się na łodzi motorowej.

b. Nie oponować, gdy wpada w depresję i musi ją wyleczyć w pobliskim pubie w gronie podobnych mu istot, określanych też mianem przyjaciół.

c. Nie zapominać, że mężczyzna też ma duszę, choć na co dzień dość skrzętnie ją skrywa.

d. Od czasu do czasu łechtać jego ego, powtarzając, że jest mądry i wspaniały i że jego praca jest najważniejsza na świecie.

Gdy uświadomimy sobie te cztery podstawowe zasady, możemy być pewne, że stworzenie zwane mężczyzną będzie funkcjonować w miarę sprawnie, bez konieczności zbyt częstej naprawy lub wymiany. Prawdę tę potwierdza najnowszy spektakl Teatru Ludowego "Wszystko o mężczyznach" Miro Gavrana, wyreżyserowany na Scenie pod Ratuszem przez Tomasza Obarę.

Trzech panów - grający w spektaklu reżyser oraz Krzysztof Górecki i Piotr Pilitowski - od samego początku robi wszystko, byśmy były pewne słuszności powyższych tez. Punkt a. sprawdza się już w pierwszej scenie rozgrywającej się na siłowni, gdzie przy kolejnym podnoszeniu sztangi panowie wymieniają uwagi na temat swego życia seksualnego, zaliczanych w biurze lasek, które stanowią dopełnienie męskości godne superfury i superkasy.

Problem w tym, że jeden z nich nie dorasta do roli supersamca. Nie szkodzi, przyjaciele pomogą mu. Zajmą się jego żoną, a ta, wreszcie zaspokojona, przestanie na niego narzekać i facet będzie miał spokój. A później hipokryzję, którą bynajmniej nie można nazwać wyrzutami sumienia, zaleją w knajpie, gdzie przy okazji jak mali chłopcy dadzą sobie po razie, potwierdzając punkt instrukcji noszący literkę b.

Punkt c. sprawdza się w dalszej części przedstawienia, we wzruszającej historii umierającego ojca i synów, którzy wyjaśniają sobie nieporozumienia z przeszłości. Ale by nie zrobiło się zbyt poważnie, punkt c. może potwierdzić się też w scenach z klubu erotycznego. Nie dochodzi tam w końcu do męskiego striptizu, bo panowie, którzy mają go wykonać, okazują się zbyt wstydliwi.

A teraz przejdźmy płynnie do punktu d. i połechtajmy, skądinąd słusznie, ego twórców przedstawienia. Tomasz Obara po raz kolejny pokazał, że jest nie tylko świetnym reżyserem, ale i wytrawnym aktorem. Znakomicie wtórowali mu sceniczni partnerzy, którzy, jak za dotknięciem różdżki, wcielali się w role gejów, macho, "przeciętnych" obywateli, a także 80-letnich dziadków.

Pomogła im w tym funkcjonalna i dyskretna scenografia Marka Brauna oraz świetnie dopasowane do poszczególnych sytuacji kostiumy Jolanty Łagowskiej, której ego, jako jedynej kobiety w tym gronie, nie trzeba chyba łechtać, bo na pewno i tak zna swoją wartość.»

"Instrukcja obsługi mężczyzny w Teatrze Ludowym"
Magda Huzarska
Polska Gazeta Krakowska nr 117/20.05.08
21-05-2008
W krakowskim Teatrze Ludowym po raz kolejny miała miejsce polska interpretacja dzieła Petra Zelenki "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie". Film o tym tytule nakręcił Zelenka w Czechach w 2005 roku. Stał się kultowym dziełem o miłości, które polscy reżyserzy wielokrotnie adaptowali na deskach teatralnych. Jak im się to udało?

Za przykład posłuży Andrzej Celiński, reżyser spektaklu o tymże tytule w Teatrze Ludowym. Zaproponował on nieco inne wyjście z sytuacji. Z wykształcenia scenograf, podołał zobowiązującemu zadaniu. Przestrzeń sceniczna była wyśmienicie zaplanowana. Rozwiązania były zachwycające. Epizody w dramacie zostały jasno oddzielone od siebie dzięki obrotowej scenie. Zastosowano ruchomą windę, w której zatrzasnęli się bohaterowie. Z drugiej strony jednak adaptowanie tego samego dzieła po raz "enty" może stać się w pewnym momencie nudne i wydaje się, że już nic nowego nie można wnieść do niego. Dlaczego więc Celiński podjął się tego?

Chociażby dlatego, że utwór jest o miłości w czasach współczesnego rozpaczliwego jej poszukiwania. Jest na topie i z pewnością przyciągnie rzesze młodych ludzi. Poza tym pełen jest magii, o czym nawet mówił sam Petr Zelenka. Dzieło jest lekkie do oglądania i przyswojenia. Cały szkopuł tkwi w grze aktorskiej i scenografii. Jeśli chodzi o pierwszą kwestię - nie wydarzyło się nic ekscytującego. Obyło się bez rewelacji. Piotr Pilitowski (Piotr) wydawał się być nieco za "ciężki" na swoją rolę. Jego ruchy były nieco niesforne, jakby czuł się zagubiony w przestrzeni scenicznej. A niesforny miał być nie on, ale jego ojciec. Jemu (Krzysztofa Góreckiego) należą się brawa. Nie była to, co prawda, jego życiowa rola, ale wyrzeźbił ją tak, jak powinna wyglądać. Przedstawił sobą staruszka, który, będąc niezmiennie uciskiwany przez żonę, siedzi jak warzywo w domu i nic nie robi. Gdy przez przypadek rozmawia przez telefon z młodą, zrozpaczoną kobietą, jego życie odmienia się na lepsze. To wszystko pokazał w bardzo zabawny, ale w miarę autentyczny sposób.

Wszystkie postaci dramatu są chore na brak miłości, którą próbują odszukać. Piotr stara się sprawić, by jego eks-dziewczyna wróciła do niego. Sięga po całkowicie absurdalne środki - magię. Ten groteskowy sposób działa raczej jak placebo, bo nie można uznać, że działa.. Przyjaciel Piotra, Mucha, jest chłopcem, który przeżywa romans albo z rurą odkurzacza, albo z umywalką czy też z manekinem. Któregoś dnia, ku zaskoczeniu wszystkich umawia się z żywą dziewczyną.szkoda tylko, że jest płatną "damą do towarzystwa". Sąsiedzi Piotra nie potrafią kochać się, gdy nikt nie widzi. Opłacają więc Piotrowi godziny za wpatrywanie się w ich igraszki. Nie wiadomo jednak, czy jest to przyjemność czy przekleństwo. Wydaje się, jakby postacie dramatu były zamknięte w jakimś miłosnym rezerwacie, gdzie miłość znajduje się gdzieś pomiędzy groteską a absurdem. Żaden rodzaj miłości w spektaklu nie jest normalny. Czyni to z osób dramatu - wariatów, kręcących się na karuzeli (obrotowa scena), na placu zabaw.

Jest to więc raczej zabawna historyjka o zabarwieniu groteskowym. Patrzymy na bohaterów z uśmiechem, który czasem zamienia się w śmiech przez łzy. Postaci nie mają dystansu do siebie, co jest świetnym zabiegiem dramaturga. Sprawia to, że to widzowie stają wobec bohaterów z dystansem i mogą się z nich śmiać do woli.


Teatr Ludowy w Krakowie
Petr Zelenka
"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie"
przekład: Krystyna Krauze
reżyseria: Andrzej Celiński
scenografia i kostiumy: Elżbieta Krywsza
Obsada: Piotr Pilitowski, Maja Barełkowska , Krzysztof Górecki, Patrycja Durska, Andrzej Franczyk, Anna Piróg (gościnnie), Jacek Wojciechowski, Tomasz Schimscheiner, Iwona Sitkowska, Jacek Joniec, Dominika Markuszewska, Katarzyna Tlałka, Kajetan Wolniewicz, Piotr Piecha
Premiera: 17.11.2007r.



Aleksandra Pyrkosz
Dziennik Teatralny Kraków
22 lutego 2008
Ciotki weneckie

"Kupiec wenecki" w reż. Tomasa Svobody w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w "Gazecie Wyborczej" - Kraków. (fragmenty z recenzji)

Reżyser nie pozostawia wątpliwości co do charakteru stosunków łączących Antonia i Bassania. To, że jest to relacja homoseksualna, nie jest interpretacyjną nowością. U Svobody jednak Antonio (Jacek Strama) i Bassanio (Marcin Stec) to zmanierowane, wulgarne i rozerotyzowane ciotki w piórkach, koronkach, perukach i szalach. Nie tylko oni - wszyscy weneccy mężczyźni chichoczą, kręcą biodrami i łapią się za tyłki. Nawet Doża (Krzysztof Górecki) wygląda podejrzanie w złotych obcasach i czymś w rodzaju haftowanej nocnej koszuli. Z kolei kobiety tworzące dwór bogatej sieroty Porcji (Dominika Markuszewska) to skąpo odziane kurtyzany. [..]
Mamy więc podejrzane i nieprzyjemne towarzystwo weneckie, wystrojone u kiepskiego krawca, oraz Shylocka (Kajetan Wolniewicz), jego przyjaciela Tubala (Andrzej Franczyk) i córkę Jessikę (Patrycja Durska). Ci na odmianę prezentują się szlachetnie (odziani w czerń, nieumalowani) i - co najważniejsze - grają zwyczajnie, po ludzku. Pojawienie się Wolniewicza to chwila oddechu: nareszcie wiadomo, co ten człowiek mówi i nawet co czuje.
Ale taka twarda opozycja budzi sprzeciw - Svoboda zrobił ze Shylocka jedynego normalnego człowieka wśród umalowanych, piskliwych lalek, jedynego naprawdę cierpiącego, czującego i godnego współczucia. A przewrotność Szekspira polega na tym, że żaden z bohaterów nie jest jednoznacznie dobry ani jednoznacznie zły. Shylock nie jest dobry, ale kara, jaką ponosi (konfiskata majątku i nakaz ochrzczenia się), jest niewspółmiernie wysoka. Tak jak niewspółmierny jest jego upór w kwestii wycięcia funta ciała Antonia (czyli publicznego zamordowania go w majestacie prawa) - w zemście za zniewagi, jakich doznawał od niego i innych wenecjan.

"Ciotki weneckie"
Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza - Kraków nr 59
10-03-2008
przedruk ze strony: www.e-teatr.pl
Gadający koc, czyli Zelenka w Ludowym

Mój znajomy zbiera biurowe spinacze. I nikogo to nie dziwi. Ba, czasami sama podprowadzam z jakiegoś biura wyjątkowo oryginalny egzemplarz i przynoszę mu uszczęśliwiona zdobyczą. Inny znajomy mieszka z matką, mimo tego, że ma swoje mieszkanie, a szanowna rodzicielka wcale nie wymaga opieki. Po prostu tak mu wygodniej, a co ciekawe, nikogo to nie dziwi.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że żyjemy w społeczeństwie 30-latków, którzy nie umieją włączyć pralki, bo robią to ich matki. Żyjemy w społeczeństwie 35latków, którzy głaszczą swoją designerską lodówkę czy komputer o wiele czulej niż aktualną narzeczoną. Żyjemy w społeczeństwie 40-latków, którzy wciąż uważają, że na dzieci przyjdzie jeszcze czas, a na razie wystarcza im niańczenie najnowszego modelu samochodu. Większość z nas ma problemy z dojrzałością, odpowiedzialnością, utrzymaniem stałego związku, po prostu z dorosłością.

I o tym właśnie są "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" czeskiego twórcy Petera Zelenki. Na scenie Teatru Ludowego w Nowej Hucie reżyser Andrzej Celiński podchwycił jego absurdalny humor i z rzadko ostatnio spotykaną w teatrze lekkością przedstawił historię ludzi, którzy nie potrafią być dorośli. Taki jest Piotr (znakomitego Piotra Pilitowskiego), którego poznajemy, gdy w swoim pokoju, po dużej wódce, zabiera się za palenie włosów Jany, licząc, że może dzięki temu ukochana do niego wróci. Ten magiczny rytuał podpowiedział mu przyjaciel Mucha (świetny Jacek Wojciechowski), który postanowił nie wychodzić z domu, by nie spotykać kobiet.

Zastępuje mu je odkurzacz, z którym sypia. Ale to tylko erzatz, bo tak naprawdę, gdy pojawi się na horyzoncie kobieta, nawet jeśli to tylko manekin, Mucha zrobi wszystko, by dostać od niej choć odrobinę czułości. To właśnie brak miłości sprawia, że Ojciec głównego bohatera (Krzysztof Górecki) wiąże się z o 30 lat młodszą dziewczyną (Patrycja Durska), którą podnieca głos spikera komunistycznych kronik filmowych. To tęsknota za uczuciem jest prawdziwą przyczyną dziwactw i szaleństwa Matki (świetna Maja Barełkowska).

I choć wszystko to brzmi niepokojąco poważnie, to jednak raz po raz wybuchamy śmiechem, bo reżyser przez historię bohaterów przeprowadza nas tak sprawnie, jak kręci się obrotowa scena uruchomiona przez scenograf Elżbietę Krywszę. W jej rytmie podążamy za bohaterami, przeżywając ich na pozór absurdalne problemy. Ale tylko na pozór, bo nie dziwi nas wykonywany przez Muchę Taniec Opuszczonego Indianina, ani gadający koc, który przedstawia się jako inspiracja głównego bohatera. Nie jestem pewna, ale znajomy, który zbiera biurowe spinacze, coś opowiadał mi o swojej mówiącej poduszce.

"Gadający koc, czyli Zelenka w Ludowym"
Magda Huzarska-Szumiec
Polska Gazeta Krakowska nr 270/19.11.07
20-11-2007

Nad Wisłą w Gniewie jak przed czterema wiekami Vivat Vasa, czyli bitwa w rodzinie

Jeżeli uwielbiasz historię, jej zakamarki, a nie masz jeszcze planów na weekend, to wybierz się do Gniewa, gdzie rozegra się największa w Polsce impreza historyczna wiernie odtwarzająca wojskowość XVII-wieczną. Będziesz miał niepowtarzalną okazję przenieść się w czasy, kiedy to rozgrywała się wojna pruska z 1626 r.

Przemarsz wojsk z pochodniami ulicami starego miasta, musztra jak za dawnych czasów i bitwa "na śmierć i życie". To tylko niektóre atrakcje, jakie przewidziano podczas weekendowej imprezy na zamku oraz nadwiślańskich błoniach w Gniewie.
Vivat Vasa! - czyli Bitwa Dwóch Wazów, bo to o niej mowa rozegra się współcześnie już po raz siódmy.
Praktycznie każda kolejna edycja tej imprezy zaskakuje czymś nowym. Jeśli więc nawet uczestniczyłeś w tym historycznym wydarzeniu już kilka razy, to i tak znajdziesz, coś czego dotąd nie uświadczyłeś.
Atrakcji na pewno nikomu nie zabraknie. W szranki stanie kilkusetosobowa rzesza zbrojnych. Co ważne, będzie wśród nich aż rycerzy konnych. A przybędą ci oni nie tylko z najdalszych zakątków Polski, ale i z Ukrainy i z Czech.
- Co jeden z przyjezdnych, a i nasi rycerze, to mężniejszy i większego respektu wymaga - zapewnia Krzysztof Górecki, dyrektor Fundacji Zamek w Gniewie. - Uświadczy u nas każdy i jeźdźców wspaniałych, owianych chlubą husarów i artylerzystów jak się patrzy. A trzeba też zaznaczyć, że u nas i niewiasty strasznie bitne są i od dział trudno je odgonić.

Warto też podkreślić, że jedna z bojowych prezentacji dotyczyć będzie lisowczyków - nadal owianej tajemnicą, bardzo dobrze wyszkolonej jazdy polskiej, założonej na polecenie Zygmunta III przez Alexandra Lisowskiego. Historycy potwierdzają, że w latach 1626-1629 lisowczycy brali udział w wojnie ze Szwecją na terenach ówczesnych Prus.
- Na razie, co prawda przyjazd lisowczyków nie jest jeszcze przesądzony, ale nas jak zapewniają, jeśli tylko będzie im dane przekroczyć granicę polsko-ukraińską, to staną w szranki z ogromną ochotą - tłumaczy Krzysztof Górecki. - A będzie na co popatrzeć. To naprawdę dobrze wyszkolona jazda.
Swój udział w tegorocznej inscenizacji Vivat Vasa! będzie miała też "Polska Dziennik Bałtycki". To nasi Czytelnicy będą wybierać "Najlepszą Grupę Historyczną" uczestniczącą w tym przedsięwzięciu. Dla grupy - bursztynowa róża, a dla Czytelnika - upominek.

Krystyna Paszkowska - POLSKA Dziennik Bałtycki

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • piotrrucki.htw.pl

  • © wojtekstoltny design by e-nordstrom