krakowskiej policji
wojtekstoltny


Chyba "warszawski kurator"? Bo decyzje o miejscu spotkania ustalał zarząd związku. Jak wiemy zarząd jest zawieszony, a jego kompetencję przejął kurator.
Nie znam poglądów pana Marcina Wojcieszaka, nie jest mi znana jego postać, ale może rzeczywiście jest wielkim fanem Warszawy i Łazienkowskiej. Nie on jeden.


To tyle na temat podejmowania decyzji przez kuratora - decyzję podjął pan Kręcina, kurator ją tylko podpisał swoim nazwiskiem.

- Nie jestem fachowcem w dziedzinie piłki nożnej, ale sekretarz związku Zdzisław Kręcina, który dwa razy odwiedził Kraków, zapewnił mnie, że nawet tamtejsi działacze obawiają się konfrontacji zwaśnionych klubów - tłumaczył Wojcieszak. - Podobno ci z Cracovii chcą zdemolować stadion nielubianej Wisły, by doprowadzić do zamknięcia obiektu.

Tymczasowy zarządca związku zwrócił uwagę na inny problem: - Na krakowskim stadionie wadliwie działa ogrzewanie murawy, czy nawet wcale stadion nie ma takiej instalacji - wypalił kurator. Kiedy usiłowano go wyprowadzić z błędu i zwróciliśmy uwagę, że ogrzewanie jest w pełni sprawne, a Kraków - w przeciwieństwie do białej od śniegu Warszawy - od dawna nie zaznał zimy, odparł: - Być może tak jest, ale takie informacje przekazał mi pan Kręcina. Nie chcieliśmy ryzykować rozgrywania tak ważnego meczu przy zmarzniętej murawie.

Gdyby ktoś nie wiedział - Wisła jako pierwsza w kraju zamontowała podgrzewaną murawę.

Dalej chcecie się upierać przy tym, że to Kraków jest winny? Jest jeszcze 5 tygodni do meczu. Nie poczekano nawet, żeby sprawdzić czy Kraków podoła organizacji. Pan Kręcina pokręcił, pan Wojcieszak przeraził się, że w Krakowie są źli kibice, a że Polska na skraju zawieszenia przez FIFA, no to trzeba jechać do Warszawy.

JEST TO SKANDAL - kurator wyszedł na marionetkę w rękach PZPN-u, a przecież miał być namiestnikiem ostatniego sprawiedliwego Lipca, współzbawicielem polskiej ligi.

Na koniec akcent komiczny:

Rzecznik krakowskiej policji Dariusz Nowak jest rozbawiony, gdy słyszy, że miejsce spotkania przeniesiono z powodu "spodziewanych zadym kibiców". - Nic mi nie wiadomo na temat zadymy szykowanej przez chuliganów. Zresztą z takiego powodu nikt by nie odwoływał meczu. To świadczyłoby o tym, że nie potrafimy zabezpieczyć takiej imprezy - zauważa Nowak.

Prezes Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków Piotr Wawro zasłanianie się niesfornymi krakowskimi fanami nazywa "grubym nadużyciem". - Równie dobrze można pozamykać szkoły, kina i sklepy, bo i tam mogą się pobić kibice Wisły i Cracovii - porównuje. Jego zdaniem większość chuliganów identyfikujących się z klubami z Kałuży czy Reymonta 24 marca zostałoby w domach. - Jeśli już jakieś jednostki przyszłyby na mecz z Azerami, to zginęłyby w tłumie zwykłych kibiców, którzy z całej Polski zjechaliby specjalnie na mecz reprezentacji - zaznacza.


Ale ja rozumiem zarówno deltinho jak i czehera. Powód tak absurdalny, że wypada szukać drugiego dna. Ale czemu zawsze w Krakowie, Wiśle?

To, że Kraków nie jest przygotowany na tą chwilę, nie ma, moim zdaniem, nic do rzeczy. A może Niemiec chcąc ukryć niedostatki infrastruktury, przekazał, że w Krakowie nie ma podgrzewanej murawy?


Tyko, że jakby się tak stało, że temperatury byłyby minusowe (co w lutym wbrew pozorom nie jest niemożliwe) to by sobie za dużo nie poasfaltował.
A gdyby było 50 stopni, to beton nie ustabilizowałby się. Trzeba rozpatrzyć wszelkie aspekty!

Ty i pan Niemiec poważnie z tą niesamowitą przeszkodą w postaci temperatury ? O ile się nie mylę mamy już dodatki do mieszanek, które wiążą poniżej 0 stopni .
No i jestem, ale przecież to jatka była po prostu, oglądałem mieszanymi uczuciami, że tak delikatnie powiem. I nie mam na myśli tutaj strony sportowej, tylko błyskotliwe pomysły panów z C. "Prostytutki krakowskiej ulicy", "kto nie skacze jest za Wisłą", który troglodyta to wymyślił. Poza tym 15 min. meczu, komentator mówi "To nie fajerwerki tylko interwencja policji", no krew by to zalała... Oprawa, co zbierali od początku sezony na nią przeciętnie, oczywiście porównując do nas.

Wisła sobie poradziła i nie powiem, że była gorsza. 3 setki Franka, jedna wykorzystana, karny za Cantoro, przy sprzyjających wiatrach mogliśmy wynieść nawet 4:0. Ale dobre i tyle. W każdym razie teraz już wiem na czym polega ta ofensywna, techniczna piłka Cracovii. Przecież oni holują piłkę przez całe boisko, ale nie mają pomysłu na strzelenie gola. Dlatego wynik jak najbardziej słuszny. Jedno z czym mnie Wisełka odrobinę rozczarowała, to sądziłem, że walka będzie od bramki do bramki. a tak to i Majdan za wiele roboty (w przekroju całego meczu, bo parę razy ratował skórę) nie miał, a naszym nie śpieszyło się ze szczuciem Cracovii pod polem karnym.

Chyba pierwsza sprawiedliwa czerwona kartka w tej rundzie. Tyle mogę powiedziec. No i widać, że przerastamy klasą sąsiadów. Nikt nie miał słabszego dnia, wszyscy grali maksimum.

W kazdym razie jedyne, co zostaje po meczu to Franek-Maszyna
Izraelscy ochroniarze bez broni ?
W Krakowie od wielu lat istnieje problem izraelskich ochroniarzy, którzy pilnuj? wycieczek organizowanych przez ich kraj - informuje "Polska The Times".
Spore niezadowolenie w?ród krakowian, a zw?aszcza mieszka?ców i pracowników pubów na Kazimierzu budzi sposób zachowania ochroniarzy.

Potrafi? oni blokowa? ca?e ulice na czas wi?kszych imprez zwi?zanych z kultur? ?ydowsk?, a nawet nie wpu?cili obecnego szefa krakowskiej policji na jego w?asny teren. Ochroniarze bezpodstawnie zatrzymuj? i legitymuj?, co mo?e zrobi? tylko polska policja - pisze "Polska".

Kulminacyjnym zdarzeniem, które spowodowa?o, i? zacz?to si? powa?nie zastanawia? nad tym problemem by?o pobicie przez izraelskich bodyguardów W?ocha Raberta L. Sprawa znalaz?a si? w krakowskiej, a potem w izraelskiej prokuraturze. Okaza?o si? bowiem, ?e ochroniarze z Izraela maj? paszporty dyplomatyczne i nie mog? by? poci?gni?ci do odpowiedzialno?ci w Polsce.

Obecnie w MSWiA, jak donosi "Polska", jest ju? gotowy projekt umowy, która, wed?ug zapewnie? urz?dników ministerstwa, ureguluje najbardziej dra?liwe kwestie.

O akceptacj? tego przez stron? izraelska nie b?dzie na pewno ?atwo. Ochroniarze towarzysz?cy wycieczkom m?odzie?y od czasu zamachów w Monachium w 1972 roku zawsze maj? przy sobie bro?.

Ta napi?ta sytuacja jest jednak stopniowo roz?adowywana. Ochroniarzom z Izraela cz?sto towarzysz? ich koledzy z Polski. Maj? m.in. pomaga? w razie sytuacji konfliktowych.

?ród?o:
W godzinach popo?udniowych dosz?o do napadu na jeden z banków po?o?onych w centrum Warszawy - jak podaje RMF FM.
Do placówki w Alei Krakowskiej wszed? zamaskowany m??czyzna i przedmiotem przypominaj?cym bro? sterroryzowa? pracowników. Ukrad? 20 tysi?cy z?otych i 1,5 tys. dolarów.

Jak poinformowa? Karol Jakubowski z zespo?u prasowego Komendy Sto?ecznej Policji, napastnik by? zamaskowany.

- Sterroryzowa? nim trzech pracowników banku i klienta. Zabra? pieni?dze i uciek?" - powiedzia? Karol Jakubowski z zespo?u prasowego Komendy Sto?ecznej Policji. Osobom znajduj?cym si? w banku nic si? nie sta?o.

Policja apeluje o kontakt do osób, które maj? jakiekolwiek informacje o napadzie lub widzia?y uciekaj?cego m??czyzn?.


W krakowskiej Komendzie Miejskiej Policji od kilku lat dzia?a zorganizowana grupa przest?pcza - ustalili reporterzy RMF FM. Policjanci brali pieni?dze za informowanie "zaprzyja?nionych" firm holowniczych o wypadkach. Trwaj? aresztowania - zatrzymano ju? 13 osób, w tym 8 policjantów.
Krakowski rynek us?ug holowniczych zmonopolizowa?y trzy firmy - informuje RMF FM. W?a?ciciel jednej z nich to by?y policjant, dwie pozosta?e to zak?ady blacharskie, które zawar?y nieformalny uk?ad z kilkunastoma funkcjonariuszami.

Gdy dochodzi do st?uczki, policjanci dy?urni numeru 112, wydzia?u ruchu drogowego oraz radiowozów wysy?aj? sms-a do swoich "klientów". W?a?ciciele faworyzowanych firm ?wietnie si? znaj? i te? maj? zawarty uk?ad: kto pierwszy dojedzie na miejsce zdarzenia, ten ?apie zlecenie. Inne firmy znaj?c sytuacj? wycofuj? si? z "wy?cigu", opuszczaj?c miejsce wypadku gdy docieraj? tam "w?a?ciwe" firmy.

Za przychylno?? oficera dy?urnego trzeba s?ono zap?aci?: od ka?dej naprawy 10 procent l?duje w kieszeni policjantów. ?redni zarobek policjantów wynosi od 500 do 1000 z? za jedno zlecenie. W takiej sytuacji policyjna pensja jest niejako dodatkiem do nielegalnych zarobków - informuje RMF FM.

?ledztwo prowadzi Prokuratura Okr?gowa w Tarnowie.

Zatrzymano ju? 13 osób, w tym 8 policjantów. Akt oskar?enia wobec jednego z nich liczy ok. 60-ciu stron - poinformowa? RMF.

Trwaj? tak?e przeszukiwania w ponad 50 lokalach nale??cych do podejrzanych na terenie Krakowa, zabezpieczone zosta?y komputery i dokumenty w podejrzanych firmach.

W Krakowie codziennie dochodzi do kilkunastu kolizji i wypadków.

Komendant G?ówny Policji Marek Bie?kowski stwierdzi?, i? Kraków nie jest odosobnionym przypadkiem - podobne dochodzenia trwaj? na terenie ca?ego kraju.

"Byli?my gotowi do zatrzyma? jeszcze przed pielgrzymk? Benedykta XVI" - mówi RMF FM jeden z oficerów policji.

"Okaza?o si? jednak, ?e operacj? t? trudno przeprowadzi? logistycznie. St?d pomys?, by wyszkoli? odpowiedni? grup? funkcjonariuszy, którzy po zatrzymaniach natychmiast mog? zast?pi? skorumpowanych policjantów" - dodaje informator RMF FM.

"Praktycznie wszyscy, którzy pracuj? jako dy?urni w komendzie miasta mog? by? zamieszani w afer?" – mówi jedna z osób znaj?cych szczegó?y dochodzenia.

"Dzi?ki technikom operacyjnym zebrano mocne dowody wskazuj?ce na dzia?anie wr?cz zorganizowanej grupy przest?pczej. W spraw? mo?e by? uwik?anych nawet kilkudziesi?ciu funkcjonariuszy to niewyobra?alna liczba jak na Kraków" - mówi informator.

Ka?dy z nich by? w stanie w ci?gu roku zarobi? nawet kilkadziesi?t tysi?cy z?otych. Biuro Spraw Wewn?trznych zako?czy?o ?ledztwo kilka miesi?cy temu. Materia?y – kilka tysi?cy stron protoko?ów - przekazano do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

"Nie mog? potwierdzi?, ?e prowadzimy takie ?ledztwo" – powiedzia? nam prokurator Ryszard T?uczkiewicz z PA w Krakowie – to tajemnica.

"Wed?ug naszych ustale?, wszystkie materia?y Prokuratura Apelacyjna przekaza?a do Tarnowa. Na ten temat nic nie b?d? mówi? – nawet to, czy jest takie ?ledztwo. Mam zakaz" – mówi prokurator Bo?ena Owsiak z tarnowskiej prokuratury.

Nie mog? odnie?? si? do ?adnej konkretnej sprawy - powiedzia? z kolei Zbigniew Matwiej. Doda? jednak, ?e w podobnych przypadkach BSW przekazuje materia?y prokuraturze i ?ledztwo, z punktu widzenia formalnego, staje si? jej w?asnym.

Matwiej przyzna? tak?e, ?e w historii policji nie by?o jeszcze sprawy, w któr? zaanga?owanych by?oby a? tylu funkcjonariuszy. Wody w usta nabra? tak?e Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek, który odmówi? wszelkich komentarzy na temat tej konkretnej sprawy.


Wed?ug krakowskiej policji, we W?oszech w ci?gu ostatnich lat mog?o zagin?? kilkuset Polaków, którzy wyjechali tam do pracy. Nie mamy takich udokumentowanych przypadków - twierdzi prokuratura, prowadz?ca ?ledztwo w sprawie "obozów pracy" we W?oszech.


Dane policji o liczbie zaginionych Polaków wynikaj? ze statystycznego zestawienia osób, które od 2004 roku wyjecha?y do pracy we W?oszech i nie ma z nimi kontaktu. O dane takie zwrócili si? do wszystkich komend wojewódzkich policjanci z Krakowa, prowadz?cy pod nadzorem prokuratury ?ledztwo sprawie tych obozów.

"Otrzymali?my informacje z komendy dolno?l?skiej, ?e takich zaginionych z ich terenu mo?e by? 65. Na tej podstawie mo?emy wnosi?, ?e w skali ca?ego kraju mo?e to by? kilkaset osób" - powiedzia?a PAP w pi?tek Katarzyna Cis?o z zespo?u prasowego ma?opolskiej policji. Policja nie dysponuje jeszcze danymi z innych województw.

Informacji o takiej skali zaginionych nie potwierdza prok. Janusz Hnatko z krakowskiej Prokuratury Okr?gowej, która w porozumieniu z w?oskimi prokuratorami prowadzi ?ledztwo w sprawie "obozów pracy". "W toku ?ledztwa otrzymali?my kilka wskaza? o zagini?ciach, ale do ko?ca nie wiemy, czy te osoby nie wyjecha?y gdzie? indziej. Takie przypadki nie s? do ko?ca uprawdopodobnione" - powiedzia? prok. Hnatko.

?ledztwo w sprawie zmuszania Polaków do niewolniczej pracy we W?oszech prowadz? prokuratura krakowska i prokuratura w Bari. W zwi?zku z nim, w sumie w obu krajach, zatrzymano do tej pory blisko 40 osób. Wi?kszo?? z zatrzymanych w Polsce - blisko 30 osób - zosta?a aresztowana na trzy miesi?ce. S? to g?ównie ludzie, którzy werbowali ch?tnych do pracy we W?oszech i odpowiadali za ich transport.

113 Polaków pracuj?cych na plantacjach we W?oszech zosta?o uwolnionych w po?owie lipca w okolicach Bari i Foggi. Wed?ug szacunków policji i prokuratury, ofiarami niewolniczej pracy mo?e by? nawet ponad 1000 Polaków.

Polacy pracowali na w?oskich plantacjach po 15 godzin na dob?, zarabiaj?c od 2 do 5 euro za godzin?, ale du?? cz??? musieli oddawa? jako haracz. Dostawali tylko chleb i wod?, spali na go?ej ziemi lub przegnitych materacach w ruinach budynków gospodarczych lub namiotach. Nie mieli dost?pu do bie??cej wody. Z ustale? prokuratury wynika, ?e przest?pczy proceder trwa? od 2002 roku.


?ród?o
17.08.2006 r. Krakowscy policjanci zatrzymali trzech cz?onków dzieci?cej szajki napadaj?cej na rówie?ników na osiedlach w krakowskiej Nowej Hucie. Najstarszy z nich mia? ledwie sko?czone 13 lat, najm?odszy - niespe?na cztery.
Komisarz Sylwia Bober-Jasnoch z zespo?u prasowego ma?opolskiej policji poinformowa?a w czwartek, ?e schemat rozbojów by? zawsze podobny: napadane by?y dzieci w wieku od 8 do 12 lat, którym sprawcy gro??c no?em lub pa?k? zabierali drobne pieni?dze lub warto?ciowe przedmioty.

Akcje inicjowa? najm?odszy cz?onek szajki, czteroletni ch?opiec, który zaczepia? wytypowan? ofiar?. Potem w??czali si? jego dwaj starsi wspólnicy, którzy zastraszali i okradali ofiar?.REKLAMA Czytaj dalej


Policjanci szybko namierzyli sprawców, którymi okazali si? 13- latek oraz dwaj bracia w wieku 12 i niespe?na 4 lat. Przyznali si? oni do kilku w?ama? do samochodów, podpalenia ?mietnika, wybicia szyb w szkole oraz kilkunastu rozbojów.

Onet.pl
Jak podaje RMF: Krakowska policja wraz z prokuratur? chce publikowa? w prasie zdj?cia osób, które notorycznie pope?niaj? przest?pstwa zagro?one nisk? kar?. Chodzi g?ównie o kieszonkowców, którzy zw?aszcza w okresie wakacji s? prawdziw? plag? w Krakowie.


Du?a ilo?? kradzie?y w Rynku i okolicach spowodowa?a, ?e zwrócili?my si? do prokuratury o publikacj? zdj?? osób, wobec których toczy si? post?powanie przygotowawcze - mówi komendant krakowskiej policji.
Jak dodaje Leszek Górak, kieszonkowcy s? zatrzymywani, doprowadzani przed oblicze prokuratora, ale ze wzgl?du na zagro?enie nisk? kar? szybko wychodz? na wolno??.
A oni znów kradn?, wi?c nowe przepisy umo?liwi?y policji, zgodnie z prawem prasowym, publikacj? w mediach wizerunków tych osób. Dziennie w Krakowie kilkadziesi?t osób jest okradanych przez kieszonkowców. Pierwsze zdj?cia podejrzanych osób uka?? si? w prasie jeszcze w czasie tych wakacji.
Piątek, 21 grudnia 2007

Spisek w policji, podsłuchy i powiązania z mafią

Zarzuty były poważne: spisek w małopolskiej policji przeciwko gen. Adamowi Rapackiemu, podsłuchiwanie prezydenta Krakowa i niejasne powiązania funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego z gangsterem, któremu wydano pozwolenie na broń. Żadna z tych spraw do dziś nie została wyjaśniona, choć w ich zbadanie zaangażowały się aż cztery prokuratury - opisuje "Dziennik Polski".

Gazeta przypomina, że pogłoski o spisku w krakowskiej policji przeciwko gen. Rapackiemu pojawiały się w ub. roku dwukrotnie. Chodziło o zeznania tajemniczego świadka, który twierdził, że w 2000 r. nadzorowane przez Rapackiego CBŚ zlekceważyło jego informację o planach ucieczki z wadowickiego aresztu gangstera Ryszarda Niemczyka, podejrzewanego m.in. o zamach na byłego komendanta policji gen. Marka Papałę. Tym świadkiem był przestępca o pseudonimie "Komandos", który z Niemczykiem dzielił więzienną celę i równocześnie pracował dla CBŚ jako tajny agent.

Podejrzenia o prowokację padły na ówczesnego zastępcę komendanta miejskiego w Krakowie, Leszka Góraka, gdyż to on skierował świadka do prokuratury. Na oskarżenia wobec gen. Rapackiego komenda główna zareagowała ostro, określając je jako kompletną bzdurę. Zapewniono, że wszystko zostało dokładnie sprawdzone i nic generała nie obciąża.

Prokuratora potrzebowała jednak półtora roku, żeby zamknąć sprawę. Śledztwo toczyło się w sprawie udaremnienia postępowania karnego w 2000 r., poprzez udzielenie pomocy sprawcy przestępstwa w uniknięciu odpowiedzialności. Prokurator Marek Woźniak, naczelnik zamiejscowego wydziału Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej twierdzi, że zostało ono pół roku temu umorzone. Z jakim uzasadnieniem - nie powie, gdyż sprawa jest objęta tajemnicą państwową.

Tajne jest również drugie śledztwo, które łączy się z zeznaniami "Komandosa". Chodzi o ujawnienie tajemnicy państwowej w publikacjach na ten temat. Od dwóch lat w tej sprawie przesłuchiwani są policjanci, prokuratorzy i dziennikarze. Zarzutów na razie nikomu nie przedstawiono - opisuje "Dziennik Polski". (PAP)
Profesor zatrzymany ws. nielegalnego przejmowania spółek
PAP 13:00

Właściciel firmy ochroniarskiej i profesor wyższej uczelni są wśród pięciu osób zatrzymanych przez małopolskich policjantów w związku ze śledztwem dotyczącym nielegalnego przejmowania upadających spółek.


Krakowska prokuratura, prowadząca śledztwo w tej sprawie, postawiła zatrzymanym zarzuty doprowadzenia do umyślnego bankructwa spółek, w celu uniknięcia spłaty należności wierzycielom oraz przejęcia spółek przez zorganizowaną grupę przestępczą.

Jak wynika z ustaleń prokuratury, podejrzani b. właściciele spółek płacili od 20 do 150 tys. zł członkom grupy przestępczej za przejęcie upadłej spółki. Grupa następnie rozprzedawała pozostały majątek i zacierała ślad po firmie.

Podejrzani nie przyznali się do zarzutów, ale złożyli wyjaśnienia potwierdzające ustalone przez prokuraturę fakty. Grozi im kara do pięciu lat pozbawienia wolności - powiedziała rzeczniczka krakowskiej prokuratury okręgowej, Bogusława Marcinkowska.

Śledztwo w tej sprawie dotyczy grupy, która - według prokuratury i krakowskiego CBŚ - w latach 2001-2007 przejęła w całym kraju co najmniej 300 upadających firm. Mechanizm przestępstwa polegał na wyszukiwaniu zadłużonych firm, także poprzez ogłoszenia zamieszczane w prasie, kupowaniu ich przez podstawione osoby, a następnie wyprzedaży majątku z pominięciem wierzycieli.

Kiedy wierzyciele zgłaszali się do komornika, okazywało się, że po spółce i jej majątku nie było już śladu. Nabywcy m.in. przerejestrowywali spółkę i zmieniali jej siedzibę, by utrudnić wierzycielom dochodzenie należności.

Tym sposobem uniemożliwiano wierzycielom dochodzenie ich roszczeń, a w ręce grupy wpadał majątek wielomilionowej wartości, np. sprzedawane były maszyny budowlane, samochody, wyposażenie biur itp. Ustalono już ponad tysiąc pokrzywdzonych wierzycieli.

W czasie prowadzonego śledztwa okazało się także, że niektórzy prezesi i członkowie zarządów spółek, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że nie są w stanie spłacić wierzycieli, "sprzedawali" swe firmy przedstawicielom grupy przestępczej, płacąc im duże pieniądze za pozbycie się kłopotów.

Zarzuty w tej sprawie postawiono 25 osobom, z których osiem zostało aresztowanych. Jedna osoba poszukiwana jest listem gończym. W areszcie przebywają m.in. domniemany przywódca jednej z krakowskich grup przestępczych Jacek M., ps. Marchewa, i jego przyrodni brat Marek D.

Jak poinformował rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak, w śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Krakowie i CBŚ uczestniczy też Wywiad Skarbowy Ministerstwa Finansów przy Urzędzie Kontroli Skarbowej.

Według Nowaka, grupa która, "wymyśliła i realizowała przestępczy proceder zajmowała się także handlem narkotykami, czerpaniem korzyści z prostytucji i wymuszeniami". (zel)
Młodszy aspirant Grzegorz M., tegoroczny wicemistrz Polski w konkursie na policjanta ruchu drogowego, najlepszy funkcjonariusz krakowskiej drogówki 2003 roku, jest jednym z podejrzanych w głośnej aferze tzw. łowców blach - czytamy w "Super Expressie".


Śledczy zarzucają mu, że brał łapówki za organizowanie ustawianych stłuczek, dzięki którym wyłudzano odszkodowania z firm ubezpieczeniowych.
Jeszcze kilka miesięcy temu Grzegorz M. był stawiany za wzór do naśladowania. Głośno zrobiło się o nim, gdy z początkiem czerwca wrócił z jubileuszowego 20. finału ogólnopolskiego konkursu Policjant Ruchu Drogowego Roku, gdzie z kolegą z krakowskiej drogówki zespołowo wywalczyli wicemistrzostwo. Sam Grzegorz M. mógł się pochwalić pierwszym miejscem w Polsce w jeździe na policyjnym motocyklu. Teraz wszystko to przestało już się liczyć. Policjanta aresztowano.

Postawiliśmy mu zarzuty udziału wraz z innymi osobami w organizowaniu ustawionych kolizji - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie prokurator Bożena Owsiak. Fałszował dokumentację z kolizji, co potem pozwalało wyłudzać odszkodowania - wyjśnia rozmówczyni dziennika. Brał za to 400-500 zł. Policjant nie przyznaje się. Twierdzi, że likwidował kolizje, ale nie wiedział, że są ustawiane. Siedzącemu za kratami policjantowi grozi do 8 lat więzienia.

Grzegorz M. jest jednym z aż 14 policjantów zamieszanych w aferę tzw. łowców blach. Ustawianie stłuczek to tylko jeden z wątków. W otoczonym tajemnicą śledztwie występuje w sumie 35 osób, w tym właściciele zakładów blacharskich i holowniczych. To do nich dzwonili policjanci ze stanowiska wspomagania dowodzenia krakowskiej policji z informacjami, gdzie jest stłuczka lub wypadek. Rzecz jasna - nie za darmo - pisze "Super Express". (PAP)
Izraelscy ochroniarze bez broni?
W Krakowie od wielu lat istnieje problem izraelskich ochroniarzy, którzy pilnują wycieczek organizowanych przez ich kraj - informuje "Polska The Times".
Spore niezadowolenie wśród krakowian, a zwłaszcza mieszkańców i pracowników pubów na Kazimierzu budzi sposób zachowania ochroniarzy.

Potrafią oni blokować całe ulice na czas większych imprez związanych z kulturą żydowską, a nawet nie wpuścili obecnego szefa krakowskiej policji na jego własny teren. Ochroniarze bezpodstawnie zatrzymują i legitymują, co może zrobić tylko polska policja - pisze "Polska".

Czytaj dalej REKLAMA
Kulminacyjnym zdarzeniem, które spowodowało, iż zaczęto się poważnie zastanawiać nad tym problemem było pobicie przez izraelskich bodyguardów Włocha Raberta L. Sprawa znalazła się w krakowskiej, a potem w izraelskiej prokuraturze. Okazało się bowiem, że ochroniarze z Izraela mają paszporty dyplomatyczne i nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności w Polsce.

Obecnie w MSWiA, jak donosi "Polska", jest już gotowy projekt umowy, która, według zapewnień urzędników ministerstwa, ureguluje najbardziej drażliwe kwestie.

O akceptację tego przez stroną izraelska nie będzie na pewno łatwo. Ochroniarze towarzyszący wycieczkom młodzieży od czasu zamachów w Monachium w 1972 roku zawsze mają przy sobie broń.

Ta napięta sytuacja jest jednak stopniowo rozładowywana. Ochroniarzom z Izraela często towarzyszą ich koledzy z Polski. Mają m.in. pomagać w razie sytuacji konfliktowych.

Pseudokibice Cracovii brutalnie pobili 16-latka
Gazeta w Krakowie / 2005-03-16 07:02:00
W stanie ciężkim przebywa w szpitalu 16-letni Bartek, którego w sobotę brutalnie pobili pseudokibice Cracovii - pisze w krakowskim dodatku "Gazeta Wyborcza".
Redaktorzy z gazety powinni chyba zacząć myślec zanim zczną pisać, nie pobili go pseudokibice, tylko zwykłe bandziory. Nie ma kogoś takiego jak pseudokibic. Albo jesteś kibicem albo bandyta który omyłkowo znalazł się na stadionie. czy jak włożę mundur strażaka to jestem pseudostrażakiem, albo mundur policjanta, to jestem pseudopolicjantem????

Wczoraj chłopak tylko na chwilę odzyskał przytomność. Prokuratura zamierza kilku osobom postawić zarzut usiłowania zabójstwa.

Wczoraj sąd aresztował pierwszych podejrzanych o napaść na gimnazjalistę. Są niewiele starsi od swojej ofiary. Jeden uczy się jeszcze w gimnazjum na krakowskiej Olszy (za inne wybryki miał już orzeczony nadzór kuratora). Niektórzy przyznali się do winy. Na razie zarzucono im m.in. udział w pobiciu z użyciem niebezpiecznego narzędzia.

Ale prokuratura rozważa także przyjęcie znacznie poważniejszej kwalifikacji karnej. - Nie trzeba być specjalistą, aby wiedzieć, że jeśli ktoś bije z całej siły metalową rurką w głowę, to działa z bezpośrednim zamiarem zabójstwa - mówi Krzysztof Urbaniak, prokurator rejonowy dla Krakowa Podgórza.
O nareszcie, a u nas jak zabili studenta, to tylko pobicie ze skutkiem smiertelnym, czyżby panowie prokuratorzy zrozumieli że moga byc następni???


Bójka kibiców Wisły i Cracovii - trzech aresztowanych

Trzech nastolatków zostało aresztowanych pod zarzutem pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia kibica innej drużyny piłkarskiej.

Policja poszukuje kilkudziesięciu innych uczestników bójki - poinformowała Sylwia Bober-Jasnoch z zespołu prasowego małopolskiej policji.

Do zdarzenia doszło w sobotę na pętli autobusowej osiedla na obrzeżach Krakowa. Na grupę kibiców Wisły Kraków wybierających się na mecz piłkarski napadła około 40-osobowa grupa pseudokibiców Cracovii, uzbrojona w pałki, kije i noże. Napadnięci zdołali uciec. Tylko jeden 16-latek w czasie ucieczki upadł i został dotkliwie pobity i poraniony nożem. W stanie ciężkim trafił do szpitala.

"Dzięki dobremu rozpoznaniu środowiska oraz zaangażowaniu funkcjonariuszy poszukiwania napastników przyniosły efekty" - powiedziała kom. Sylwia Bober-Jasnoch.

Policja poszukuje pozostałych uczestników napaści. Jak ustalono, napastnicy poznali miejsce i termin zbiórki kibiców Wisły przez internet.
I Ci nastepni, bosze kogo wpuszczają do tych redakcji. Redaktorzy do szkół, bandyci do więzienia, kibice na stadion ...

Pseudokibice Cracovii brutalnie pobili 16-latka
Gazeta w Krakowie / 2005-03-16 07:02:00
W stanie ciężkim przebywa w szpitalu 16-letni Bartek, którego w sobotę brutalnie pobili pseudokibice Cracovii - pisze w krakowskim dodatku "Gazeta Wyborcza".

Wczoraj chłopak tylko na chwilę odzyskał przytomność. Prokuratura zamierza kilku osobom postawić zarzut usiłowania zabójstwa.

Wczoraj sąd aresztował pierwszych podejrzanych o napaść na gimnazjalistę. Są niewiele starsi od swojej ofiary. Jeden uczy się jeszcze w gimnazjum na krakowskiej Olszy (za inne wybryki miał już orzeczony nadzór kuratora). Niektórzy przyznali się do winy. Na razie zarzucono im m.in. udział w pobiciu z użyciem niebezpiecznego narzędzia.

Ale prokuratura rozważa także przyjęcie znacznie poważniejszej kwalifikacji karnej. - Nie trzeba być specjalistą, aby wiedzieć, że jeśli ktoś bije z całej siły metalową rurką w głowę, to działa z bezpośrednim zamiarem zabójstwa - mówi Krzysztof Urbaniak, prokurator rejonowy dla Krakowa Podgórza.


Bójka kibiców Wisły i Cracovii - trzech aresztowanych

Trzech nastolatków zostało aresztowanych pod zarzutem pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia kibica innej drużyny piłkarskiej.

Policja poszukuje kilkudziesięciu innych uczestników bójki - poinformowała Sylwia Bober-Jasnoch z zespołu prasowego małopolskiej policji.

Do zdarzenia doszło w sobotę na pętli autobusowej osiedla na obrzeżach Krakowa. Na grupę kibiców Wisły Kraków wybierających się na mecz piłkarski napadła około 40-osobowa grupa pseudokibiców Cracovii, uzbrojona w pałki, kije i noże. Napadnięci zdołali uciec. Tylko jeden 16-latek w czasie ucieczki upadł i został dotkliwie pobity i poraniony nożem. W stanie ciężkim trafił do szpitala.

"Dzięki dobremu rozpoznaniu środowiska oraz zaangażowaniu funkcjonariuszy poszukiwania napastników przyniosły efekty" - powiedziała kom. Sylwia Bober-Jasnoch.

Policja poszukuje pozostałych uczestników napaści. Jak ustalono, napastnicy poznali miejsce i termin zbiórki kibiców Wisły przez internet ...
Seria napadów ulicznych

Polowanie na ofiary
Od poniedziałku aż osiem osób trafiło do aresztu z zarzutem popełnienia w Krakowie ulicznych rozbojów. Plaga tych przestępstw z każdym cieplejszym dniem gwałtownie rośnie - w styczniu zanotowano ich 190, w marcu już prawie o 100 więcej.

Mężczyzna, który w poniedziałek po godz. 22 szedł Plantami w okolicy przejścia podziemnego, nie przypuszczał, że para idąca za nim w pewnym momencie go zaatakuje. Zaskoczony został przez mężczyznę - powalony na ziemię i następnie skopany przez towarzyszącą mu dziewczynę. Napastnicy zabrali mu portfel, a po paru godzinach, po penetracji okolicy, udało się zatrzymać 45-letniego krakowianina i 18-latkę posługującą się na dodatek nie swoimi dokumentami. Wczoraj oboje trafili na trzy miesiące do aresztu.

W podobny sposób dwie młode kobiety zaatakowało czterech osobników na ul. Pilotów - wszyscy młodzi ludzie, w wieku 18 - 25 lat, są już za kratkami. Podobnie jak dwójka 18-latków, którzy napadali na ul. Karmelickiej na nieletnich.

- Jak zwykle, gdy przychodzi wiosna, na ulicach pojawiają się coraz częściej grupki wygolonych na łyso mężczyzn, którzy nie kryją się wręcz z tym, że ich celem jest upolowanie ofiary - mówi policjant z Sekcji Kryminalnej krakowskiej policji. - Są głośni, agresywni, zachowują się prowokacyjnie. Dlatego nasi wywiadowcy dostali za zadanie obserwację takich typków, zajmują się nimi także nasze zespoły interwencyjne. Wszystkich upilnować się nie da, dlatego najważniejsze, aby potencjalnych sprawców wymuszeń rozbójniczych czy napadów pozbawić anonimowości.

Od początku roku w Krakowie zanotowano 673 takie przestępstwa - w styczniu i lutym 390, reszta to efekt tylko czterech ostatnich tygodni. - Najczęściej powodem działania "rozbojowców" jest chęć zdobycia pieniędzy lub zabrania komuś telefonu komórkowego - potem zaskoczeni, coraz młodsi agresorzy dowiadują się, że za takie czyny grozi im aż do 12 lat pozbawienia wolności - mówi podkomisarz Sylwia Bober z Komendy Miejskiej Policji. (MADE)

zrodlo: Dziennik Polsk ...

Poszkodowani w wydarzeniach z podkrakowskich Mydlnik zawiązali stowarzyszenie Przeciw Przemocy i Niesprawiedliwości „Błękitna Siła” i oskarżają krakowską policję.

- Naszym działaniem chcemy sprawić, że instytucje odpowiedzialne za przestrzeganie prawa będą działały w sposób sprawiedliwy i nie będą nadużywały swoich kompetencji – mówi MM Silesii Dariusz Borowiak. - Jeśli w Mydlnikach doszło do złamania prawa, to niech ukarani zostaną zarówno kibice, jak i policjanci, którzy pobili i sterroryzowali niewinnych ludzi. Ten wniosek ma sprawić, że sprawa pobicia kibiców GKS-u Katowice nie zostanie zamieciona pod dywan – dodaje Borowiak.

Wśród zarzutów wobec krakowskiej policji członkowie stowarzyszenia wymieniają między innymi: przekroczenie uprawnień, stosowanie przemocy, nadużywanie kompetencji, katowanie, wyzwiska czy niedopełnienie obowiązków administracyjnych - policja wciąż nie przedstawiła bowiem materiału dowodowego w sprawie.

Ponad trzydzieści osób wciąż pozostaje w areszcie tymczasowym. Jedynym argumentem, dla którego tam pozostają są zeznania policjantów, którzy brali udział w ich zatrzymaniu.

Z ramienia klubu działania stowarzyszenia obserwuje Jarosław Niedźwiecki, członek zarządu GKS Katowice. – Stowarzyszenie liczy na razie około pięćdziesięciu członków, są wśród nich poszkodowani i ich rodziny. W areszcie przebywa wciąż ponad trzydzieści osób. Podkreślmy to – dwie trzecie z nich – niesłusznie! – mówi nam Niedzielski.

- Jakiś czas temu do klubu ktoś przyniósł dwa aparaty fotograficzne, które zabrano podczas akcji w Mydlnikach naszym kibicom. Na obu z nich widnieją naklejki z opisem. Co najważniejsze – nie wiadomo dlaczego i po co policja weszła w posiadanie tych aparatów – dodaje Niedzielski. – Zwrócono nam je jako odnalezione i to dwa miesiące od wydarzeń w Mydlnikach. Jeśli wszystkie działania policji są tak uporządkowane, jak w tym przypadku, to wolę nie wiedzieć, jak wygląda materiał dowodowy zgromadzony przez policjantów podczas pobicia naszych kibiców – podsumowuje poirytowany Niedzielski.

O sprawie pobitych kibiców GKS-u Katowice pisaliśmy 26 marca. Już wówczas kibice zapowiadali, że oskarżą krakowską policję.

Sgs ja wiem ja wygląda "mój" prewencjusz.

Jak już się chwalimy kto pracuje dla policji to robie loga na nakładki na pasy bezpieczeństwa i maskotki dla krakowskiej policji i straży miejskiej...
Sgs ja wiem ja wygląda "mój" prewencjusz.

Jak już się chwalimy kto pracuje dla policji to robie loga na nakładki na pasy bezpieczeństwa i maskotki dla krakowskiej policji i straży miejskiej...

Z wirtualnej polski :

Krakowska policja poszukuje młodego mężczyzny, który w środę rano w autobusie miejskim ugodził nożem 20-latka. Ranny przebywa w szpitalu, jego życiu nic nie zagraża.

- Wszystko wskazuje na to, że powodem ataku były porachunki pseudokibiców dwóch krakowskich drużyn - powiedział PAP rzecznik krakowskiej policji Dariusz Nowak.

Jak ustaliła policja sprawca napaści śledził swoją ofiarę. Gdy autobus linii 114 zatrzymał się na przystanku podbiegł, pchnął nożem 20-latka w pośladek i uciekł.

Do sprawy włączyła się policyjna sekcja do walki z bandytyzmem stadionowym.


Jak widac w Krakowie bez zmian. Nadal wami gardze.. I do tego rżniecie sie nozami po pupie..


Dalej oglądaj tvn i słuchaj RMFu:)

Z wirtualnej polski :

Krakowska policja poszukuje młodego mężczyzny, który w środę rano w autobusie miejskim ugodził nożem 20-latka. Ranny przebywa w szpitalu, jego życiu nic nie zagraża.

- Wszystko wskazuje na to, że powodem ataku były porachunki pseudokibiców dwóch krakowskich drużyn - powiedział PAP rzecznik krakowskiej policji Dariusz Nowak.

Jak ustaliła policja sprawca napaści śledził swoją ofiarę. Gdy autobus linii 114 zatrzymał się na przystanku podbiegł, pchnął nożem 20-latka w pośladek i uciekł.

Do sprawy włączyła się policyjna sekcja do walki z bandytyzmem stadionowym.


Jak widac w Krakowie bez zmian. Nadal wami gardze.. I do tego rżniecie sie nozami po pupie..

Zalosne..
Krakusy przynosza wstyd polskim kibicom.

Milcz! Co Ty możesz wiedzieć na ten temat? Byłeś tam? Widziałeś? Wiesz, że to kibice? Każdy napad z przedłużeniem ręki w Krakowie to porachunki kibiców? A nawet jeśli to się potwierdzi to co Ci do tego? Skończ ze swoimi idiotycznymi sądami dyletancie! Chłopak walczy o życie...

Bez odbioru. Bez pozdrowień.

Sorry za offtopa, nie wypowiadam się raczej w tym temacie ale "najkumatszy z kumatych" znowu mnie sprowokował...

Z wirtualnej polski :

Krakowska policja poszukuje młodego mężczyzny, który w środę rano w autobusie miejskim ugodził nożem 20-latka. Ranny przebywa w szpitalu, jego życiu nic nie zagraża.

- Wszystko wskazuje na to, że powodem ataku były porachunki pseudokibiców dwóch krakowskich drużyn - powiedział PAP rzecznik krakowskiej policji Dariusz Nowak.

Jak ustaliła policja sprawca napaści śledził swoją ofiarę. Gdy autobus linii 114 zatrzymał się na przystanku podbiegł, pchnął nożem 20-latka w pośladek i uciekł.

Do sprawy włączyła się policyjna sekcja do walki z bandytyzmem stadionowym.


Jak widac w Krakowie bez zmian. Nadal wami gardze.. I do tego rżniecie sie nozami po pupie..

Zalosne..
Krakusy przynosza wstyd polskim kibicom.

Edit:
Gregor

pewnie chodziło o Cracovię i Wisłę, myślał ze zaświeci

On już tak tu zaświecił, że nie jednego porządnie oślepiło
No calkiem calkiem...moze trzeba dac znac komendzie krakowskiej policji zeby nas przeprowadzila przez Rynek
Hej!
Miałem podobnie-tylko że do mnie przyszedł liścik z wezwaniem do stawienia się w charakterze świadka w sprawie własnej.I to nie jest żadne pouczenie. Jest teraz taka akcja krakowskiej policji żeby tępić przestępców drogowych ośmielających się wjechać na pas dla autobusów.(A już myślałem,że w moim nieprzejezdnym,zakorkowanym, kochanym mieście o nawieżchni niezdatnej do poruszania się pojazdami kołowymi, nic nie jest już w stanie jeszcze bardziej umilić mi życia) Nie mówie że jazda po tym pasie jest zawsze w porządku, ale są sytuacje, kiedy bardzo upraszcza i wpływa na przyspieszenie ruchu, nie tylko mojego pojazdu.Ale mniejsz o to-to inny temat.W każdym razie na pewno jeden z tłumnie stojących wzdłuż aleji policjantów uwiecznił cię na kamerze.Idzie się do komendy głównej policji przy mogilskiej i z radością odbiera mandat na 100zł. a jak bedziesz miał wątpliwości, to nawet użądzą ci seans filmowy z twoim autkiem w roli głównej i udowodnią, że nie masz racji.
Czytałem, że nawet przymierzają się do montowania kamer na tyłach autobusów mpk, także uważajcie.
Sorry za taki rozrost pisma-pozdrawiam.
edit:raczej zrobili ci przód-tak czy siak, jak ty jesteś właścicielem i nie znajdziesz nikogo,kto by tam poszedł i powiedział, że to on prowadził, to nic ci nie muszą udowadniać-płać i płacz.

A takie pytanie mam....komus z naszych...tzn dokładnie ludziom z Tychow lekkutko mordke obili po koncercie...było to w godzinach 4-5 w nocy...Akurat pech ze stało sie to na moich oczach...Potem Policja goniła chłopakow ktorzy to zrobili...było ostro...mam nadzieje ze tym ludziom nic sie nie stało...


to zdjątko mnie rozwala
Dziadek gwiazda wieczoru



Ta miejscowa maskotka rządzi ....

Faktycznie nie za ciekawie... my sami mielismy fajne przeżycia na dworcu(mówie o sobie i Krakowskiej ekipie) nalot policji na dworzec i wparowanie dresików do pociągu... cóz to sie dzieje...

wice komendant krakowskiej policji.


to wszystko wyjasnia....

O akcji wiem sporo od znajomego KUMATEGO Wislaka i zabity to nie byl zaden Sharks ani inny kumaty Wislak... zwykly chlopak.
odnośnie Dębników:
Nie jest tak, jak na gorąco relacjonowały wczoraj media - zabity nie był niewinnym chłopcem, który akurat znalazł się wtedy na ulicy. To były porachunki kibiców - mówił Wacław Orlicki, wice komendant krakowskiej policji.

więc nie pisz że o "kibiców" Wisły jesteś spokojny. Piszesz że mieszkasz na spokojnej dzielnicy - więc nie wiesz pewno, że na Nowej Hucie "najazdy" ze sprzętnem na wrogie osiedla są normalką i to nie tylko przewodzą temu "kibice" Cracovii i Hutnika, ale też Wisły
Dzis Uwaga na TVN byla poświęcona temu mordercy z Prokocimia. Dla tych, którzy nie oglądali: rzecznik krakowskiej policji oficjalnie potwierdził, że było tylko jedno zabójstwo, mają portret pamięciowy, oraz ze korpus znaleziony przy parku oraz głowa znaleziona w Kostrzy pochodzą od tej samej ofiary. Tyle. Żadnych więcej zabójstw. Więc faktycznie nie dajmy sie zwariować. Strach jest, faktycznie, ale nie siejmy psychozy...
Jeśli rower nie spełnia tych wymagań, właściciel może liczyć się z mandatem w widełkach 20 – 500 pln.

Wykroczenia:
- przejazd przez przejście dla pieszych – widełki 100 – 250 pln
- nieustąpienie pierwszeństwa pieszym przez rowerzystę jadącego drogą dla rowerów i pieszych - 50 pln
- brak dodatkowego siodełka w przypadku przewożenia dziecka do siedmiu lat - 50 pln
- jazda po jezdni obok innego rowerzysty - 50 pln
- jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy i nóg na pedałach - 50 pln
- chwytanie się innych pojazdów podczas jazdy - 100 pln

Przejazd dla rowerów:
Nie wolno:
- wjeżdżać bezpośrednio przed jadący pojazd - 150 pln
- zwalniać lub zatrzymywać się bez uzasadnionej przyczyny - 100 pln

Rowerzysta może jechać chodnikiem tylko w dwóch przypadkach:
- kiedy opiekuje się osobą w wieku do 10 lat
- szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi dla rowerów

Naruszenie przepisów o korzystaniu z chodnika - 50 zł

Jazda po alkoholu:
Jeśli zawartość alkoholu w organizmie wynosi 0,2-0,5 promila lub 0,1-0,25 mg/dm 3 powietrza, mamy do czynienia z wykroczeniem. Za jazdę rowerem w stanie po "użyciu alkoholu" grozi nam areszt do 14 dni albo grzywna oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych od pół roku do trzech lat.

Zawartość alkoholu we krwi powyżej 0,5 promila lub powyżej 0,25 mg/dm 3 w czasie jazdy rowerem zaliczana jest już do kategorii przestępstw. Za jazdę rowerem w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do jednego roku. Sąd może nam zakazać prowadzenia samochodu od roku do 10 lat.
Wysokość grzywny ustala sąd.

Przedstawiliśmy kary dla rowerzystów. Teraz dla ukojenia serc przykłady, kiedy kierowcy samochodów są karani za niezgodne z przepisami korzystanie z jezdni, która pomykają niczym strzały dzielni bikerzy

- nieustąpienie pierwszeństwa rowerowi znajdującemu się na przejeździe dla rowerzystów - 350 zł i 6 pkt karnych
- nieustąpienie pierwszeństwa rowerowi przy przejeżdżaniu przez drogę dla rowerów poza jezdnią - 350 zł i 6 pkt karnych
- wyprzedzanie na przejazdach dla rowerzystów lub bezpośrednio przed nimi - 200 zł i 8 pkt karnych
- zatrzymanie pojazdu na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed nim - od 100 do 300 zł i 1 pkt karny
- wjeżdżanie między kolumnę rowerzystów - 200 zł
- zatrzymanie auta na drodze dla rowerów - 100 zł oraz 1 pkt karny.

Mandatownik ten powstał dzięki współpracy redakcji krakowskiej Gazety Wyborczej z Komendą Wojewódzką Policji w Krakowie w oparciu o ustawę o ruchu drogowym.

Za naruszenia przepisów ruchu drogowego nie ujęte w taryfikatorze podlegające postępowaniu mandatowemu nakłada się grzywnę w wysokości od 20 do 500 zł.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
No i mamy wiadomość wszechczasów! Stępień dał d.... (nie pierwszy zresztą raz!)
Nie wiadomo tylko dlaczego zwlekał aż do wieczora z jej podaniem...(swoja drogą ja bym jej nie opublikował bo było by mi wstyd!!! czym prędzej bym złożył baaaardzo korzystną ofertę odkupienia domeny!!! po cichu bez rozgłosu), ale cóz...
Wielka firma S...0 mająca strony na darmowym serwerze polboxu, skrzynkę w darmowym Interia.pl nagle oprzytomniała?
NIE! Właściciel wietrzy spisek, niczym Giertych w kuluarach sejmu! Otóż konkurent, firma z miasta oddalonego o jakieś 50 km wykupiła domenę o nazwie S...O bo... on tego wcześniej nie uczynił - od około 10 lat.... Cóż konkurencja nie śpi, taka domena kosztuje jakieś 100zł rocznie...
Teraz to już musztarda po obiedzie panie Stępień a pana wypociny na darmowym przypominają trochę kwilenie: jestem debilem, nie mam pojęcia o prowadzeniu firmy, a można mieć domenę bez aliasów???
Swoją drogą jestem ciekawy czy zdąży zastrzec nazwę i logo firmy - jeżeli takowe posiada- w urzedzie patentowym, czy obudzi się jak przyjdzie płacić odszkodowanie za nieautoryzowane ich używanie... bo to że zalazł za skórę paru osobom nie ulega kwestii i wcale nie chodzi tu o konkurencję, podniesienie sprzedaży, czy wyższość sprzętu jednej firmy nad drugą, ale o zwykłą ludzką uczciwość.
W tej sytuacji funkcjonariusze od przestępstw sieciowych krakowskiej policji - na których pomoc przez drkuli liczył - też mu nie pomogą to nie ich działka -:)
Jakoś wcale nie jest mi go żal, krasnal zawsze pozostanie krasnalem (czytaj jak chcesz)
Piotr Kulesza napisał(a):"
Czy wolisz, żebym osobiście dotarł do szefa wydziału przestępstw sieciowych krakowskiej policji? Lub do prokuratury, z oficjalnym doniesieniem o przestępstwie? Wraz z wnioskiem o ściganie tego przestępstwa z powództwa cywilnego i z mocy prawa?"

Jeżeli masz jakieś znajomości w tych kręgach to chętnie z nich skorzystam w związku ze sprawą jaką opisze dziś wieczorem na mojej stronie internetowej

Pozdrawiam Ciebie i twoich kolegów na wysokich stołkach
Stępień, czy mógłbyś się do mnie nie odzywać? Również nie cytować moich wypowiedzi, wszystko jedno pod czyim nazwiskiem logujesz się na to forum? Czy wolisz, żebym osobiście dotarł do szefa wydziału przestępstw sieciowych krakowskiej policji? Lub do prokuratury, z oficjalnym doniesieniem o przestępstwie? Wraz z wnioskiem o ściganie tego przestępstwa z powództwa cywilnego i z mocy prawa? Bo to akurat jest dla mnie dziecinnie łatwe, nawet nie muszę wychodzić z domu. A przy okazji przystępowania Polski do Unii - takie ściganie jest modne i dobrze widziane. I wówczas zobaczysz, jaka naprawdę jest natura internetu, bezpłatnych kont i kafejek - zabawa jest gwarantowana, ale nie będzie ci się podobała... Uprzedzałem - wybór należy do ciebie.
Stępień, czy mógłbyś się do mnie nie odzywać? Również nie cytować moich wypowiedzi, wszystko jedno pod czyim nazwiskiem logujesz się na to forum? Czy wolisz, żebym osobiście dotarł do szefa wydziału przestępstw sieciowych krakowskiej policji? Lub do prokuratury, z oficjalnym doniesieniem o przestępstwie? Wraz z wnioskiem o ściganie tego przestępstwa z powództwa cywilnego i z mocy prawa? Bo to akurat jest dla mnie dziecinnie łatwe, nawet nie muszę wychodzić z domu. A przy okazji przystępowania Polski do Unii - takie ściganie jest modne i dobrze widziane. I wówczas zobaczysz, jaka naprawdę jest natura internetu, bezpłatnych kont i kafejek - zabawa jest gwarantowana, ale nie będzie ci się podobała... Uprzedzałem - wybór należy do ciebie.



Tomasz W., poszukiwany od 1993 roku listem gończym, były właściciel krakowskiej firmy Bioferm, która oszukała 20 tysięcy ludzi na ponad 8 milionów dolarów, wpadł w ręce policji w Chile – twierdzą informatorzy "Gazety Polskiej" z krakowskiej prokuratury. Na oszustwach przestępcy zarobili kilkadziesiąt milionów dolarów. Obrońcą W. był – do czasu objęcia urzędu ministra sprawiedliwości – Zbigniew Ćwiąkalski


Taki jest zawod adwokata.

Tomasz W., poszukiwany od 1993 roku listem gończym, były właściciel krakowskiej firmy Bioferm, która oszukała 20 tysięcy ludzi na ponad 8 milionów dolarów, wpadł w ręce policji w Chile – twierdzą informatorzy "Gazety Polskiej" z krakowskiej prokuratury. Na oszustwach przestępcy zarobili kilkadziesiąt milionów dolarów. Obrońcą W. był – do czasu objęcia urzędu ministra sprawiedliwości – Zbigniew Ćwiąkalski
Wczoraj doszły do mnie informacje, że głowna siedziba krakowskiej policji jest badana przez funkcjonariuszy z komendy głównej. Ma to podobno związek z tym, że we władzach dzisijeszje policji pracują ludzie związani z SB.

Może ktoś zna dokładniejsze szczegłóły???


Ps.Osobiściue się nie dziwię, w karkowskiej policji pozostały dawne "układy" i każdy każdego kryje.


Dzisiaj w Dzienniku Polskim ukazał sie taki artykół (jest mowa o byłych zomowcach, nie SB-kach):
Szefowie małopolskich policyjnych komend powiatowych otrzymali polecenie sporządzenia wykazu policjantów, którzy przed 1989 rokiem służyli w ZOMO.
Ta lista ma być przekazana do komendy głównej, a następnie do IPN- u. W jakim celu? Według informatorów gazety, wykaz ma być porównany z nagraniami i zdjęciami, zarejestrowanymi podczas tłumienia przez ZOMO manifestacji demokratycznej opozycji w latach 80. Zdjęcia te służą również do identyfikacji pracujących obecnie w policji byłych milicjantów, którzy w tzw. "drugim szeregu" podczas tych demonstracji bili bezbronnych ludzi.

"DP" przypomina opublikowany we wtorek na łamach tej gazety artykuł, w którym informowano, że sprawą tą zainteresowało się Biuro Spraw Wewnętrznych KGP, które współpracuje z pionem śledczym IPN. Według informatorów dziennika, instrukcja dotycząca sporządzania wykazu byłych ZOMO-wców przyszła z centrali i jest tajna. Żaden z komendantów powiatowych oficjalnie jej nie potwierdza.

Rzecznik Komendanta Głównego Policji podinsp. Zbigniew Matwiej, pytany o tę instrukcję, mówi: "Przed chwilą rozmawiałem z szefem i zapewnił mnie, że w skali kraju nie ma żadnych dyspozycji zbierania takich informacji".

"Interesuje nas natomiast wyjaśnienie, czy osoby pracujące w tej chwili w policji, a w latach 80. zatrudnione w milicji, popełniały przestępstwa kryminalne. Dlatego pozostajemy w ścisłym kontakcie z prokuratorami z krakowskiego IPN-u" - dodaje po chwili rozmówca "Dziennika Polskiego".
'RZECZPOSPOLITA' - KRAJ
ŚLEDZTWO Policja podsłuchała mafiosów - Nie pada nazwisko ministra Wassermanna
Paliwowi baronowie nie mówili o Wassermannie - twierdzą krakowscy prokuratorzy, dementując doniesienia "Super Expressu".
Gazeta napisała wczoraj, że z nagrania rozmowy między przestępcami wynika, iż dzisiejszy minister koordynator służb specjalnych brał łapówki. Według "Super Expressu" na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku Centralne Biuro Śledcze nagrało w jednej z wrocławskich restauracji rozmowę dwóch członków mafii paliwowej - Artura K. (po jego zeznaniach aresztowano byłego szefa śląskiej policji, generała Kluka) i Tomasza K. Mieli oni mówić o Wassermannie: "To straszny chciwiec. Ale nie ruszaj go, jest przydatny dla nas".
Policjanci i prokuratorzy potwierdzają istnienie nagrania, ale nie jego treść. - Na tych taśmach nie pada nazwisko Zbigniewa Wassermanna. Nie ma też żadnych zdań, które w domyśle mogłyby jego dotyczyć - powiedział "Rz" Bogusław Słupik, szef krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, prowadzącej największe śledztwo paliwowe w kraju.
Także policjanci zajmujący się aferą paliwową w nieoficjalnych rozmowach z nami nie potwierdzili informacji "SE".
W wydanym oświadczeniu Wassermann napisał, że nie zna wymienionych w tekście baronów paliwowych, a publikację uznał za manipulację, która ma na celu zdyskredytowanie go.
- A świstak siedzi i zawija w papierki - skomentował publikację "SE" premier Kazimierz Marcinkiewicz, podkreślając, że wystarcza mu oświadczenie Wassermanna i prokuratury.
Krakowscy prokuratorzy przesłali do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o podejrzeniu ujawnienia tajemnicy państwowej przez policjantów, którzy powiedzieli dziennikarzom o nagraniu.
a.m.

'RZECZPOSPOLITA' - KRAJ
ŚLEDZTWO Policja podsłuchała mafiosów - Nie pada nazwisko ministra Wassermanna
Paliwowi baronowie nie mówili o Wassermannie - twierdzą krakowscy prokuratorzy, dementując doniesienia "Super Expressu".
Gazeta napisała wczoraj, że z nagrania rozmowy między przestępcami wynika, iż dzisiejszy minister koordynator służb specjalnych brał łapówki. Według "Super Expressu" na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku Centralne Biuro Śledcze nagrało w jednej z wrocławskich restauracji rozmowę dwóch członków mafii paliwowej - Artura K. (po jego zeznaniach aresztowano byłego szefa śląskiej policji, generała Kluka) i Tomasza K. Mieli oni mówić o Wassermannie: "To straszny chciwiec. Ale nie ruszaj go, jest przydatny dla nas".
Policjanci i prokuratorzy potwierdzają istnienie nagrania, ale nie jego treść. - Na tych taśmach nie pada nazwisko Zbigniewa Wassermanna. Nie ma też żadnych zdań, które w domyśle mogłyby jego dotyczyć - powiedział "Rz" Bogusław Słupik, szef krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, prowadzącej największe śledztwo paliwowe w kraju.
Także policjanci zajmujący się aferą paliwową w nieoficjalnych rozmowach z nami nie potwierdzili informacji "SE".
W wydanym oświadczeniu Wassermann napisał, że nie zna wymienionych w tekście baronów paliwowych, a publikację uznał za manipulację, która ma na celu zdyskredytowanie go.
- A świstak siedzi i zawija w papierki - skomentował publikację "SE" premier Kazimierz Marcinkiewicz, podkreślając, że wystarcza mu oświadczenie Wassermanna i prokuratury.
Krakowscy prokuratorzy przesłali do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o podejrzeniu ujawnienia tajemnicy państwowej przez policjantów, którzy powiedzieli dziennikarzom o nagraniu.
a.m.

No calkiem calkiem...moze trzeba dac znac komendzie krakowskiej policji zeby nas przeprowadzila przez Rynek
a zapowiadany z pompą koncert Celiny z Diżą chyba nie do końca wypalił, mimo dość dobrej i mocnej kampanii m.in. w krakowskim żółto-niebieskim radyjku...

Koncert Celine Dion okazał się klapą?


Sobotni koncert Celine Dion był zapowiadany od kilku miesięcy i miał się stać jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych tego lata. Tymczasem zamiast oczekiwanych 60 tysięcy osób, na krakowskich Błoniach pojawiło się według jednych doniesień 18 tys. widzów, według innych 30 tys, jednak wciąż co najmniej o połowę mniej niż planowano.

W krakowskiej Gazecie Wyborczej czytamy:

Sobota w Krakowie zdecydowanie należała do kanadyjskiej wokalistki. Artystka prosto z samolotu w kolumnie samochodów przybyła pod Wawel z godzinnym opóźnieniem. Mimo to zachwytów było co niemiara. Kilkusetosobowy tłumek skłębiony nieopodal Smoczej Jamy w pełnym słońcu machał w kierunku Céline czym popadnie - płytami, zwitkami papieru, notesami, zeszytami albo koszulkami. Artystka przez pół godziny rozdawała autografy, a potem uroczyście odsłoniła tablicę pamiątkową w Alei Gwiazd (...).

Trudno jednak było się oprzeć wrażeniu, że przyjazd Dion do Krakowa to przede wszystkim świetna akcja promocyjna artystki, a dopiero później sama muzyka. Centralnym punktem odwiedzin wokalistki w Krakowie paradoksalnie nie był koncert - więcej czasu Kanadyjce zajęło huczne otwarcie Alei Gwiazd ze swoim nazwiskiem, rozdawanie autografów na Rynku Głównym czy jazda po mieście w konwoju samochodów pod eskortą policji. Miasto chętnie jej w tym pomogło, ochoczo angażując się w całe przedsięwzięcie do tego stopnia, że nawet zablokowanie głównej arterii Krakowa miało prawo się wydać niefortunnym chwytem marketingowym organizatorów.

Na mniejszym stadionie

Wśród tych ostatnich wpadek było zresztą znacznie więcej. Zdążyliśmy już się przyzwyczaić w Krakowie, że agencje koncertowe najpierw ogłaszają swoje dumnie brzmiące plany, a później nie potrafią ich zrealizować. Nie inaczej było i tym razem. Przy okazji koncertu Dion zapowiedziany został wielki stadion dla 60 tys. osób. Wybudowano zaledwie połówkę z tego i to jeszcze bez pomysłu na to, jak ją wypełnić. Tuż przed wydarzeniem odpowiedzialna za całe wydarzenie firma Andromeda Art skapitulowała i ostatecznie zaplanowała obecność ponad 30 tys. słuchaczy. Tymczasem ochrona imprezy donosi, że było ich jeszcze mniej - na Błoniach pod sceną zgromadziło się 18 tys. osób.

Mariusz Wiatrak

źródło:

pap2008-05-13, ostatnia aktualizacja 2008-05-13 19:13



Zawiadomienie złożyli we wtorek w krakowskiej prokuraturze apelacyjnej. Według nich policjanci dopuścili się "bestialskiego zachowania" podczas akcji w pociągu, którym kibice wracali do Katowic z meczu w Stalowej Woli.

Kibice zarzucają policjantom m.in. "psychiczne i fizyczne znęcanie się nad osobami prawnie pozbawionymi wolności" oraz przekroczenie uprawnień. - To działanie charakteryzowało się cechami, które skłaniają nas do wniosku, że policjanci mogli działać w ramach zorganizowanej grupy przestępczej. Wykorzystali strukturę państwową, która jest powołana do ochrony podstawowych praw i wolności obywateli po to, żeby tak naprawdę te prawa i wolności podeptać - powiedział Tomasz Wróbel z kancelarii prawnej, która będzie reprezentować kibiców.

22 marca na dworcu kolejowym w Tarnowie doszło do zamieszek. Specjalny pociąg, którym kibice wracali na Śląsk, zatrzymał się na dworcu, bo prawdopodobnie któryś z nich użył hamulca bezpieczeństwa. Grupa kibiców demolowała dworzec i atakowała interweniujących policjantów. Poszkodowanych zostało 21 funkcjonariuszy, dwóch trafiło do szpitala. Pociąg pojechał dalej. Na stacji w Krakowie Mydlnikach policja zatrzymała 39 pasażerów pociągu. Funkcjonariusze użyli miotaczy gazu i pałek.

Zawiadomienie do krakowskiej prokuratury złożyli w imieniu kibiców przedstawiciele Stowarzyszenia Przeciw Przemocy i Niesprawiedliwości "Błękitna Siła" oraz Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice "SK 1964". Dokument, który przygotowali, liczy kilkadziesiąt stron. Powstał na podstawie zeznań około 55 osób, które złożyły pod nim swoje podpisy. Kibice chcą potwierdzić zeznania nagraniami zajść wykonanymi telefonami komórkowymi, wynikami obdukcji lekarskich oraz relacjami świadków.

- Do momentu zakończenia postępowania przygotowawczego w więzieniach na terenie Małopolski przebywa około 30 niewinnych osób. Osób, które powinny teraz kończyć szkoły, pisać matury, kontynuować naukę na studiach. Z tego, co nam wiadomo, blisko 75 proc. zatrzymanych to osoby niewinne. Dokonywano tych zatrzymań na chybił trafił - powiedział Dariusz Borowiak z założonego po zajściach stowarzyszenia Błękitna Siła. Borowiak jest ojcem 17-letniego kibica zatrzymanego wówczas przez policję.

Według niego funkcjonariusze sprowokowali zajścia w Tarnowie. - Kilku kibiców chciało się przesiąść z jednego pociągu do drugiego i w tym momencie policjanci bezpodstawnie pobili pałkami jedną z tych osób. To sprowokowało część kibiców, około 70 osób, do wyjścia z pociągu i stoczenia bitwy z policją. Funkcjonariusze zostali odparci. Kibice wsiedli do pociągu, następnie policja rzucała kamieniami w stronę składu, wybiła co najmniej jedną szybę, chcąc wrzucić do środka gaz - opowiadał Borowiak.

Według rzecznika małopolskiej policji mł. insp. Dariusza Nowaka działania policjantów w Mydlnikach były konsekwencją agresywnego zachowania się grupy pseudokibiców w Tarnowie. Przede wszystkim chodziło o demolowanie dworca i atak na policjantów, z których 21 zostało rannych. Akcja funkcjonariuszy zmierzała do zatrzymania sprawców przestępstwa i zabezpieczenia dowodów ich winy - oświadczył Nowak. - Całość akcji policyjnej była nagrywana przez policyjne kamery i absolutnie nic nie wskazuje na to, żeby funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawnienia. Również jakichkolwiek zarzutów nie potwierdziło wewnętrzne postępowanie prowadzone przez policję - dodał. Podkreślił przy tym, że sześciu podejrzanych już przyznało się do winy i poddało dobrowolnie karze pozbawienia wolności.

Andrzej Sus, rzecznik tarnowskiej policji, stwierdził, że w areszcie przebywają 32 osoby zatrzymane po zajściach w Tarnowie. W sumie 41 osobom postawiono zarzut czynnej napaści na policjantów, za co grozi od roku do 10 lat więzienia.



dziś
Sobotnie zajścia na dworcu w Tarnowie, gdzie w bitwie z osobami ubranymi w barwy GKS Katowice ucierpiało 21 policjantów, oraz późniejsza interwencja krakowskiej prewencji, która zatrzymała pociąg i aresztowała kilkudziesięciu szalikowców, wywołały prawdziwą burzę.

Stacje telewizyjne pokazały zdemolowane perony i przejście podziemne, policja ogłosiła przygotowania do nowej, ogólnopolskiej taktyki zmierzającej do rozpracowania środowisk kibiców, klub odciął się od grupy awanturników, natomiast kibice zaczęli wysyłać maile informujące o brutalności funkcjonariuszy, którzy przeprowadzili "kontruderzenie". Co ciekawe, wspólną cechą rozsyłanych do mediów relacji z zajść, jest to, że ich autorzy solidarnie pomijają wydarzenia tarnowskie (tłumacząc się np. snem), i skupiają się wyłącznie na późniejszej interwencji policji, podczas której, ich zdaniem, zastosowano wyjątkowo brutalne metody zatrzymania, dojść miało także do kradzieży pieniędzy.

Prawdziwy przebieg zdarzeń, jak zwykle w takich przypadkach, leży gdzieś pośrodku, i wyjaśniony może zostać np. przez prokuraturę, do której poszkodowani podobno zamierzają złożyć zawiadomienie. Niezależnie od ewentualnego dalszego ciągu sprawy, nie da się uciec od wrażenia, że sobotnie wydarzenia są kontynuacją pewnego złego zjawiska, które od pewnego czasu dotyka właśnie GKS Katowice.

- Walczymy o spokój na trybunach, rozmawiamy z kibicami, apelujemy do ich rozsądku - tę wyliczankę, niczym mantrę, powtarza co kilka dni prezes Jan Furtok, odcinając się jednocześnie od tych, którzy wywołali zadymę w Ostrawie, a także brali udział w kilkunastu innych, równie głośnych incydentach.

W ramach walki o poprawienie wizerunku klubu, a także bezpieczeństwa na trybunach, szefowie GieKSy wprowadzili pionierski w drugiej lidze system identyfikacji kibiców, oparty na indywidualnych kartach stanowiących jednocześnie bilet na mecz. Tym większym paradoksem jest fakt, że właśnie podczas niedawnej inauguracji tego systemu - który nie jest jeszcze na Bukowej obowiązkowy - kibice przygotowali opartą na pirotechnice oprawę, której efektem było przerywanie spotkania ze Śląskiem, a także przyprawiający o dreszcze widok osób biegających po dachu "blaszoka".

W nieoficjalnych rozmowach działacze klubu często twierdzą, że media zbyt dokładnie opisują problemy klubu i wyczyny jego szalikowców, podczas, gdy o podobnych wydarzeniach z udziałem fanów innych klubów informuje się pobieżnie. To kolejna kwestia dyskusyjna,ale jest w tej sprawie jeden zasadniczy element: GKS to klub z wielką historią, z wielkimi (znów) aspiracjami i wielką rzeszą kibiców. Te trzy czynniki sprawiają, że właśnie o ekipie z Bukowej mówi się częściej niż o wielu innych, które takich emocji nie budzą i budzić nie będą.

Szefowie GKS muszą o tym pamiętać, gdy na dzisiejszym posiedzeniu Wydziału Dyscypliny usłyszą o kolejnej karze nałożonej na klub,a będącej pokłosiem meczu ze Śląskiem...

- Rozwiązanie problemu nie jest proste i może wymagać drakońskich ruchów, a zdajemy sobie sprawę, że np. podniesienie cen biletów na pewno nie spotka się z aprobatą - przyznają działacze GKS, którzy konsekwetnie próbują budować rodzinny wizerunek klubu.

Tyle tylko, że brak jakiegokolwiek stanowczego działania może mieć jeszcze bardziej opłakane skutki, o czym, jeszcze w czasach Piotra Dziurowicza, GKS przekonywał się nadzwyczaj boleśnie, rozgrywając kilkanaście spotkań przy pustych trybunach.

Rafał Musioł - POLSKA Dziennik Zachodni
Zawaliły się trzy budynki, jedna osoba nie żyje

Poniedziałek, 6 czerwca 2005r.

Tragicznie zakończył się piątkowy wypad złomiarzy do byłej karbidowni w Bytomiu Karbiu. Kilkanaście osób wyciągało złom z budynków otaczających 25-metrowy komin, gdy nagle runęła jedna ze ścian. – Ranny w głowę został 38-letni Jerzy B., mieszkaniec Bytomia. Mężczyzna zmarł po przewiezieniu do szpitala. Reszta złomiarzy uciekła. Zostawili cały sprzęt – mówi sier. szt. Andrzej Jergła, dyżurny Komisariatu I Policji.

W 2003 roku zawaliła się kamienica przy ul. Wesołej.

Nakaz rozbiórki budynków po karbidowni Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Bytomiu wydał jeszcze w kwietniu. To własność gminy... – W tym tygodniu wrócimy do sprawy – zapowiada Elżbieta Kwiecińska, szefowa PINB.

W Bytomiu w ciągu zeszłego tygodnia doszło do trzech katastrof budowlanych. W środę runęła ściana pustostanu przy ul. Staromiejskiej, w piątek zabudowania po byłej karbidowni, a w sobotę rozsypały się resztki kamienicy przy Krakowskiej 24.

– Wydam też decyzję o natychmiastowej rozbiórce resztek kamienicy przy Krakowskiej. Jest prywatną własnością. Właściciel miał rozebrać kamienicę, a potem ją zrekonstruować. Zabiera się do tego od trzech lat. Zdążył rozebrać dwa piętra, miał zabezpieczyć parter, ale tego nie zrobił – podkreśla Kwiecińska.

Przy Krakowskiej 24 przed wojną mieściła się bursa żydowska.



Zawaliły się trzy budynki, jedna osoba nie żyje

Poniedziałek, 6 czerwca 2005r.

Tragicznie zakończył się piątkowy wypad złomiarzy do byłej karbidowni w Bytomiu Karbiu. Kilkanaście osób wyciągało złom z budynków otaczających 25-metrowy komin, gdy nagle runęła jedna ze ścian. – Ranny w głowę został 38-letni Jerzy B., mieszkaniec Bytomia. Mężczyzna zmarł po przewiezieniu do szpitala. Reszta złomiarzy uciekła. Zostawili cały sprzęt – mówi sier. szt. Andrzej Jergła, dyżurny Komisariatu I Policji.

W 2003 roku zawaliła się kamienica przy ul. Wesołej.

Nakaz rozbiórki budynków po karbidowni Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Bytomiu wydał jeszcze w kwietniu. To własność gminy... – W tym tygodniu wrócimy do sprawy – zapowiada Elżbieta Kwiecińska, szefowa PINB.

W Bytomiu w ciągu zeszłego tygodnia doszło do trzech katastrof budowlanych. W środę runęła ściana pustostanu przy ul. Staromiejskiej, w piątek zabudowania po byłej karbidowni, a w sobotę rozsypały się resztki kamienicy przy Krakowskiej 24.

– Wydam też decyzję o natychmiastowej rozbiórce resztek kamienicy przy Krakowskiej. Jest prywatną własnością. Właściciel miał rozebrać kamienicę, a potem ją zrekonstruować. Zabiera się do tego od trzech lat. Zdążył rozebrać dwa piętra, miał zabezpieczyć parter, ale tego nie zrobił – podkreśla Kwiecińska.

Przy Krakowskiej 24 przed wojną mieściła się bursa żydowska.




nie Mjl , Heniu był z pierwszego naboru do Policji. Ślubowałem w 1990 r. na Wawelu w obecności ministra Kozłowskiego. W historii krakowskiej Policji był to jedyny taki przypadek
Coś późno poszedłeś do tej Policji, Hieniu. Czym się zajmowałeś wcześniej?
nie Mjl , Heniu był z pierwszego naboru do Policji. Ślubowałem w 1990 r. na Wawelu w obecności ministra Kozłowskiego. W historii krakowskiej Policji był to jedyny taki przypadek.


przy 1-go Maja oprócz oprócz kompleksu przy UM i budynku Nadleśnictwa chyba już
nic nie zostało ze starej zabudowy, stoją same brzydkie bloki.
A ja dziś miałam okazję posłuchać Pana Karola Sudera, założyciela pierwszego w Polsce krakowskiego Archiwum X. Bardzo miły, emerytowany policjant z ogromną wiedzą i poczuciem humoru. Opowiadał o początkach jego działalności. Wygląda na to, że ta grupa powstała zupełnie spontanicznie i przypadkowo.

Pan Suder pracował w krakowskiej sekcji zabójstw, ale po reformie samorządowej, kiedy z województwa krakowskiego powstało małopolskie jego zadaniem stało się "kontrolowanie" pracy policji. Jak sam powiedział nie miał nic do roboty, bo te kontrole w tych czasach wyglądały dość specyficznie i wtedy wpadł na pomysł założenia małej grupy pasjonatów, którzy zajmowaliby się starymi, umorzonymi sprawami. Śmiał się, że na komendzie wywiesił ogłoszenie w którym proponował Policjantom prace 24 godziny na dobę i ani grosza wynagrodzenia W ten sposób to się zaczęło, jak dobrze pamiętam w 1998 roku. Była to grupa zupełnie nieformalna, która swoją dodatkową pracę wykonywała obok normalnej pracy w Policji. Nikt o tej grupie nic nie wiedział, wszystko było robione bez niepotrzebnego rozgłosu, ale także bez dyrektyw z góry. Kiedy grupa ta zaczęła odnosić sukcesy, informacje o niech zaczęły krążyć. Pan Suder zaśmiał się, że poproszono go o spisanie tego, co udało im się zrobić i tą właśnie listę spraw nazwał żartobliwie "archiwum x" a następnego dnia w gazetach pojawiła się już informacja o grupie w Policji nazywającej się właśnie "Archiwum X" Później ta idea spodobała się w innych województwach i tym sposobem, taką grupę mamy w każdym większym mieście.

Serial o którym pisaliście wcześniej jest właśnie zrobiony na podstawie autentycznych spraw krakowskiego "archiwum X". Pan Suder powiedział, że już wcześniej były kręcone takie filmiki przez tvn. Liczyli oni na to, że po wyemitowaniu takiego filmu może uda się odnaleźć jakiegoś świadka, odkryć coś co będzie pomocne do rozwiązania sprawy o której był film. Podobno raz się udało. Sprawa sprzed lat, mężczyzna na Podkarpaciu brutalnie pobił, zgwałcił i zabił kilka kobiet, sprawcy nie odnaleziono, a po wyemitowaniu tego filmu w tvn, po kilku latach od przestępstwa, na komendę zadzwoniła kobieta, mówiąc, że oglądała ten film z mężem, który zaczął się zachowywać bardzo dziwnie, cały się roztrząsł, po czym kazał jej zadzwonić na policję i powiedzieć, że to on.

W tym momencie praca w "archiwum X" bardzo różni się od jej pierwotnego wyglądu. Korzysta się głównie z registratur i zupełnie przypadkowo przez złapanie pijanego kierowcy, można odkryć, że ktoś kilka lat temu zamordował teściową Dawniej, jak mówił Pan Suder, to było coś więcej, dużo nieprzespanych nocy. Korzystali nawet z pomocy jasnowidza Pana Krzysztofa Jackowskiego. I tu właśnie dość znana sprawa z Krakowa, przez prasę nazwana sprawą "pięknej Heleny", gdzie Pan Jackowski po "wizji" i przyglądnięciu się zdjęciu zaginionej kobiety, potrafił wskazać zabójcę i opowiedzieć o wszystkich okolicznościach, wskazał nawet miejsce zakopania zwłok, rozrysował podobno dokładną mapę, lecz tym razem mu się nie udało, co nie zmienia faktu, że znał wiele ściśle tajnych faktów. W tym momencie nie ma też już tej spontaniczności, kierownictwo patrzy im na ręce, zleca konkretne sprawy, pyta " a dlaczego to sprawdzili, a tego nie ?" itd.

Z tego co wiem to krakowskie "archiwum x" rozwiązało kilkanaście spraw, chyba nawet 16, ale nie jestem pewna tej liczby. Pracuje w nim kilka osób. Za czasów Pana Sudera razem z nim pracowały 4, w porywach do 5 osób.

Cała ta jednostka jest bardzo interesująca, Pan Suder nie mógł odpowiedzieć na wszystkie pytania, ze względu na to, że prawie wszystko jest tajne




Na mecz do Sosnowca, w którym Zagłębie przegrało z Wisłą 1:3, wybrała się grupa około 30 przedstawicieli mediów z Krakowa. Po meczu zastali swoje samochody zniszczone.
- Przed meczem, po akredytowaniu się, skierowano nas na wyznaczony parking i zapewniono, że samochody będą pilnowane przez ochroniarza. Po meczu okazało się, że mają pocięte opony. W sumie unieruchomionych zostało 10 aut. Początkowo prezes klubu Leszek Baczyński zapewnił nas, że załatwi wulkanizatora i pokryje koszty naprawy. Potem jednak przez rzecznika prasowego przekazał, że klub nie zamierza zwracać nam żadnych pieniędzy. Usłyszeliśmy, że mamy postarać się o zaświadczenia z policji i zwrócić się o wypłatę z autocasco - mówi Krzysztof Staszak, dziennikarz krakowskiej redakcji "Gazety". Uszkodzone zostały także samochody na małopolskich rejestracjach, należące do... piłkarzy Zagłębia: Grzegorza Kaliciaka, Dariusza Gawęckiego i Piotra Banickiego.

Wygląda na to, że w ręce policji trafiły prawdziwe zbiry. "Oprócz 114 plakatów znaleźliśmy w ich samochodzie wiatrówkę, broń gazową, dwa noże i drewnianą pałkę" - ogłosiła dziś rzecznik krakowskiej policji Sylwia Bober.


niezły sprzęt:D
Wygląda na to, że w ręce policji trafiły prawdziwe zbiry. "Oprócz 114 plakatów znaleźliśmy w ich samochodzie wiatrówkę, broń gazową, dwa noże i drewnianą pałkę" - ogłosiła dziś rzecznik krakowskiej policji Sylwia Bober.


niezły sprzęt:D


Wałęsa przeprosił arcybiskupa Nycza

Bardzo nieładnie, niemądrze i nieodpowiedzialnie zachował się Lech Wałęsa w programie TVN 24 "Kropka nad i".
Kiedy rozmawiająca z nim Monika Olejnik zadała pytanie, co sądzi o najnowszym liście pasterskim metropolity warszawskiego, księdza arcybiskupa Kazimierza Nycza, który napisał w nim, że udział w życiu społecznym niepodległej Polski mogą brać tylko osoby, potrafiące wcześniej rozliczyć się ze swoich win, popełnionych w poprzednim ustroju, były prezydent RP odpowiedział: "chyba od siebie zaczyna".
Zaskoczona dziennikarka chciała drążyć temat, usiłując dowiedzieć się, czy Wałęsa ma jakieś konkretne dowody na agenturalną bądź podobnie niegodną działalność wysokiego obecnie rangą duchownego w epoce PRL, ale dowiedziała się tylko, że "kto czym wojuje, od tego ginie" i że są podobno jakieś papiery. Po czym jej rozmówca - jak to u niego w zwyczaju - zmienił temat, a i ona dała za wygraną
Wszyscy, którzy czytali książkę księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego pt. "Księża wobec bezpieki. Na przykładzie archidiecezji krakowskiej", zareagowali zrozumiałym oburzeniem, ponieważ abp Nycz został w niej opisany jako jeden z najbardziej niezłomnych polskich kapłanów, którzy nigdy nie ugięli się pod presją Służby Bezpieczeństwa i zawsze dochowywali wierności Kościołowi oraz ojczyźnie. Jako młody kapłan zrezygnował nawet z wyjazdu na zagraniczne stypendium, aby nie ulegać pokusom rozmów z funkcjonariuszami tajnej policji PRL.
Oto, co napisał ks. Zaleski w swoim blogu, reasumując treść udzielonych przez siebie wywiadów, po jakie zgłosiły się natychmiast krajowe media:
Takie sugestie, to rzecz ohydna, a przede wszystkim sprzeczna z prawdą historyczną. W mojej książce "Księża wobec bezpieki" bardzo szczegółowo opisałem nieudaną próbę werbunku bardzo młodego wówczas ks. Nycza, która to próba trwała - uwaga! - 12 lat i zakończyła się całkowitym fiaskiem komunistycznej bezpieki. Duchowny bowiem był kandydatem na tajnego współpracownika SB o ps. "Katecheta", ale nigdy nie dał się złamać, choć czyniono wobec niego wiele prowokacji, a nawet inwigilowano jego matkę i rodzeństwo.  Dziś więc jego postawa może być wzorem naśladowania dla innych osób.
Wiem, że Lech Wałęsa książek raczej nie czyta, ale dobrze byłoby, aby zanim ponownie kogoś oskarży, sięgnął jednak po wspomnianą publikację, a także po kilka innych.
Wałęsa za wczorajszą wypowiedź powinien przeprosić arcybiskupa warszawskiego, ale jeżeli nie będzie miał do tego odpowiedniej odwagi cywilnej, to niech wypnie z klapy wizerunek Matki Boskiej.
Były prezydent zareagował dosyć szybko, aczkolwiek w charakterystycznym dla siebie stylu. Uznał, że był "w amoku" i źle zrozumiał pytanie Moniki Olejnik. Wydusił z siebie jednak słowa przeprosin, za co należy mu się uznanie. Nikomu, nawet ludziom z narodowej legendy nie wolno bowiem bezkarnie zniesławiać wspaniałych osób, które całym życiem świadczą o wierności najwyższym ideałom prawdy, dobra i piękna.

Jerzy Bukowski

W ostatnim okresie mialam przyjemnosc zobaczyc dwa fajne spektakle,komedie
Jedna z nich w pobliskim Teatrze Ludowym ,,Klinika Prywatna'' Zagmatwana historia utrzymanki,probujacej usilnie ukryc jednego swego przyjaciela przed drugim
Druga komedia rowniez w krakowskim teatrze i to z udziałem Przemka Brannego ,,Szalone Nozyczki'' :
Nad salonem fryzjerskim mieszka ceniona pianistka przez kogo jak przez kogo ale nie cieszaca sie zbytnia sympartią w sąsiednim zakładzie fryzjerskim. Jej pasja do muzyki nietkliwie dotykala pracownikow poniższego lokalu ,ktorych ta kobieta irytowala jako osoba i ,,artystka''.Dochodzi do morderstwa.
Pech chcial,ze w chwili mordu na scenie nie zostaje jedna osoba jak i wszyscy rowno ponownie sie pojawiaja . Rozpoczyna sie dochodzenie
.Dwaj goście salonu okazuja sie byc komisarzami krakowskiej policji ,a podejrzenia padaja na wszystkich obecnych w lokalu w tym strasznym momencie.
W połowie trawania przedstawienia prowadzący sprawe zarządza przerwe ,po ktorej przesłuchuje podejrzanych każdego z osobna z pomoca publiczności-swiadków .W celu przyspieszenia toku pracy przeprowadza głosowanie wsród widowni ,która ma pomoć w skazaniu winnego w/g tego co widziała .
W ostatnim okresie mialam przyjemnosc zobaczyc dwa fajne spektakle,komedie
Jedna z nich w pobliskim Teatrze Ludowym ,,Klinika Prywatna'' Zagmatwana historia utrzymanki,probujacej usilnie ukryc jednego swego przyjaciela przed drugim
Druga komedia rowniez w krakowskim teatrze i to z udziałem Przemka Brannego ,,Szalone Nozyczki'' :
Nad salonem fryzjerskim mieszka ceniona pianistka przez kogo jak przez kogo ale nie cieszaca sie zbytnia sympartią w sąsiednim zakładzie fryzjerskim. Jej pasja do muzyki nietkliwie dotykala pracownikow poniższego lokalu ,ktorych ta kobieta irytowala jako osoba i ,,artystka''.Dochodzi do morderstwa.
Pech chcial,ze w chwili mordu na scenie nie zostaje jedna osoba jak i wszyscy rowno ponownie sie pojawiaja . Rozpoczyna sie dochodzenie
.Dwaj goście salonu okazuja sie byc komisarzami krakowskiej policji ,a podejrzenia padaja na wszystkich obecnych w lokalu w tym strasznym momencie.
W połowie trawania przedstawienia prowadzący sprawe zarządza przerwe ,po ktorej przesłuchuje podejrzanych każdego z osobna z pomoca publiczności-swiadków .W celu przyspieszenia toku pracy przeprowadza głosowanie wsród widowni ,która ma pomoć w skazaniu winnego w/g tego co widziała .
Staram się uważać na psy (nie posiadam prawka) . Ludzie nie są zbyt zadowoleni gdy 10 do 15 motocykli (z tego ponad połowa sportowe wydechy) śmiga o północy po krakowskich ulicach . Brałem w tym udział tylko raz przed wyjazdem zagranice i powiem ,że trzeba ostro kręcić sprzęta ,żeby się utrzymać. Rozmawiałem z kumplem który bierze w tym udział co tydzień i powiedział ,że gdy pojawiają się psy to się rozjeżdżają. Nie odczułem jakiegoś prześladowania przez policje, czasami robią częstsze kontrole motocyklistów ,ale to chyba normalne.
Znalazlem tutaj filmik na temat jazdy po KRK:

Tutaj filmik na temat krakowskiej policji i spotkania motocyklistów na ,,zamkniętym,,.

Staram się uważać na psy (nie posiadam prawka) . Ludzie nie są zbyt zadowoleni gdy 10 do 15 motocykli (z tego ponad połowa sportowe wydechy) śmiga o północy po krakowskich ulicach . Brałem w tym udział tylko raz przed wyjazdem zagranice i powiem ,że trzeba ostro kręcić sprzęta ,żeby się utrzymać. Rozmawiałem z kumplem który bierze w tym udział co tydzień i powiedział ,że gdy pojawiają się psy to się rozjeżdżają. Nie odczułem jakiegoś prześladowania przez policje, czasami robią częstsze kontrole motocyklistów ,ale to chyba normalne.
Znalazlem tutaj filmik na temat jazdy po KRK:

Tutaj filmik na temat krakowskiej policji i spotkania motocyklistów na ,,zamkniętym,,.




Jacek Wygoda


Prokurator, dyrektor Biura Lustracyjnego IPN

Urodził się 1 lutego 1965 roku w Krakowie

Wykształcenie
Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

Kariera
W 1990 roku wstąpił do krakowskiej policji. Z komendy rejonowej szybko przeszedł do wydziału walki z przestępczością gospodarczą. Po 9 latach w policji został dyrektorem Departamentu w Generalnym Inspektoracie Celnym.

Po roku wrócił do policji - do zespołu ekonomicznego Centralnego Biura Śledczego.

Kiedy w 2001 roku wiceministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro, Wygoda został prokuratorem Prokuratury Rejonowej Kraków-Śródmieście Zachód, a po pięciu latach - prokuratorem rejonowym w Myślenicach.

Od marca 2007 roku pracował w krakowskiej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. 20 marca 2007 roku premier Jarosław Kaczyński powołał Wygodę na stanowisko Dyrektora Biura Lustracyjnego IPN. Wygoda m.in. sprawdza wstępnie prawdziwość oświadczeń lustracyjnych osób publicznych, występuje do sądów w przypadku podejrzenia ich "kłamstwa lustracyjnego" oraz publikuje listy agentów z PRL

Data ostatniej aktualizacji: 20.03.2007

Fakty
(20.03.2007)
42-letni prok. Jacek Wygoda z Krakowa został powołany przez premiera Jarosława Kaczyńskiego na szefa pionu lustracyjnego IPN - poinformował rzecznik rządu Jan Dziedziczak.
Zgodnie z obowiązującą od czwartku ustawą lustracyjną, pion lustracyjny IPN będzie m.in. sprawdzał wstępnie prawdziwość oświadczeń lustracyjnych osób publicznych, występował do sądów w przypadku podejrzenia ich "kłamstwa lustracyjnego" oraz publikował listy agentów z PRL.


Chciałbym aby to nie był wygoda dla agentów, pożyjemy zobaczymy,czas pokaże.

Robert Majka z Przemyśla,tel.506084013 mail:robm13@interia.pl


Wygoda szefem Biura Lustracyjnego IPN
Jacek Wygoda prokurator z Krakowa będzie Szefem Biura Lustracyjnego IPN - dowiedział się reporter RMF FM. Ma być odpowiedzialny za przeprowadzenie lustracji ponad 700 tysięcy osób w ramach nowej ustawy lustracyjnej, która obowiązuje od wczoraj.

Jacek Wygoda to wprawdzie na razie kandydat, ale już teraz można powiedzieć, że stuprocentowy. Jego kandydaturę wysunęli wspólnie prezes Instytutu Pamięci Narodowej - Janusz Kurtyka i minister sprawiedliwości – Zbigniew Ziobro. Premier już wcześniej zapowiedział, że zda się na ich rekomendację.

A cała trójka - Ziobro, Kurtyka, Wygoda – zna się jeszcze z Krakowa. Jacek Wygoda do niedawna pracował jako prokurator rejonowy w Myślenicach, od ośmiu dni jest prokuratorem krakowskiego IPN-u, pionu śledczego. Teraz zajmie się budowaniem pionu lustracyjnego. To jego biuro będzie tworzyć katalogi współpracowników SB i weryfikować oświadczenia lustracyjne. Wygodzie ma podlegać około 100 prokuratorów.

Jacek Wygoda urodził się 1 lutego 1965 r. w Krakowie. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W latach 1990-1999 był funkcjonariuszem policji. Od 1999 r. do 2000 r. pełnił funkcję Dyrektora Departamentu w Generalnym Inspektoracie Celnym. W latach 2000-2001 był funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego, zaś od 2001 r. do 2006 r. prokuratorem Prokuratury Rejonowej Kraków-Śródmieście Zachód. W 2006 r. został Prokuratorem Rejonowym w Myślenicach. Od marca 2007 r. pracuje w krakowskiej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Zgodnie z nową ustawą prawdziwość składanych oświadczeń ma badać nowy pion IPN i sądy powszechne. Lustracja ma objąć osoby urodzone przed 1 sierpnia 1972 r., pełniące funkcje publiczne.


Lustracja na nowych zasadach (15 marca)
Sędziowie nie chcą, ale muszą lustrować (5 marca)




RMF: Wygoda szefem Biura Lustracyjnego IPN
17 minut temu

Jacek Wygoda prokurator z Krakowa będzie Szefem Biura Lustracyjnego IPN - dowiedział się reporter RMF FM. Ma być odpowiedzialny za przeprowadzenie lustracji ponad 700 tysięcy osób, w ramach nowej ustawy lustracyjnej, która obowiązuje od wczoraj.

Prawdziwość składanych oświadczeń ma badać nowy pion IPN i sądy powszechne. Zmieniona ustawa lustracyjna zastępuje dotychczasową ustawę z 1997 r. Zlikwidowany został działający od 1999 r. Sąd Lustracyjny i urząd Rzecznika Interesu Publicznego.

Teraz prawdziwość oświadczeń kilkuset tysięcy osób o tym, czy były funkcjonariuszami, pracownikami lub tajnymi współpracownikami służb specjalnych PRL od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r. zbada nowy pion lustracyjny IPN, który ma zatrudniać ok. 100 prokuratorów. Sprawdzanie zacznie on od najważniejszych osób w państwie.

Zgodnie z nową ustawą, oświadczenia lustracyjne muszą składać osoby urodzone przed 1 sierpnia 1972 r., które pełnią funkcje publiczne. Będą one miały na złożenie oświadczenia miesiąc - licząc od powiadomienia przez organ powołujący lub pracodawcę o takim obowiązku. Osobie, która nie złoży oświadczenia, grozi utrata pełnionej funkcji.

Osoba, która przyzna się do związków z tajnymi służbami PRL, nie będzie automatycznie tracić swej funkcji; ustawa pozostawia decyzję w tej kwestii pracodawcy.

Źródło informacji: RMF

Robert Majka z Przemyślu,tel.506084013 mail:
Podało dziś TVN24:

"Skrzynki pogromcami piratów
PRZY KRAJÓWKACH STANIE AŻ 450 SKRZYNEK NA FOTORADARY
Skrzynki na fotoradary mogą okazać się pogromcami piratów drogowych
TVN24
W tym roku przy drogach krajowych stanie aż 450 masztów ze skrzynkami na fotoradary - pisze dziennik "Polska".
Skrzynki staną przy drogach krajowych o numerach od 1 do 9 i 12. - W większości nie będzie urządzenia, ale nawet wtedy maszt spełnia zadanie prewencyjne – podkreśla Radosław Gwis z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

– Kierowcy nie wiedzą, gdzie jest fotoradar i na ogół zwalniają. Wolą nie narażać się na list ze zdjęciem i mandatem. Dlatego w miejscach, gdzie pojawiły się maszty, jest bezpieczniej - dodaje.
W minionym roku GDDKiA ustawiła sto masztów wzdłuż drogi krajowej nr 8. Efekt przerósł oczekiwania. W 2007 r. liczba śmiertelnych ofiar wypadków spadła o jedną trzecią. W tym samym czasie na wszystkich drogach w Polsce liczba zabitych wzrosła o 6 proc.


Na "ósemce" zadziałało

W minionym roku GDDKiA ustawiła sto masztów wzdłuż drogi krajowej nr 8 Wrocław – Warszawa – Białystok. Efekt przerósł oczekiwania. W 2007 r. liczba śmiertelnych ofiar wypadków spadła o jedną trzecią. W tym samym czasie na wszystkich drogach w Polsce liczba zabitych wzrosła o 6 proc.

– Ósemka poszła na pierwszy ogień, bo była największym killerem w kraju. W 2006 r. na każdy kilometr tej najdłuższej krajówki przypadała jedna ofiara śmiertelna – podkreśla Maciej Zalewski, rzecznik GDDKiA w Łodzi.

Pierwsze maszty pod koniec kwietnia

Program ustawiania masztów GDDKiA rozpocznie pod koniec kwietnia. Fachowcy z politechnik gdańskiej i krakowskiej typują już miejsca. Słupy staną przy najniebezpieczniejszych zakrętach i przejściach dla pieszych.

Choć fotoradar będzie tylko na co piątym słupie, jednak kierowcy będą musieli mieć się na baczności. Urządzenia będą co kilka dni przenoszone. Tak jest np. na 30-kilometrowym odcinku „ósemki” między Wieluniem a Wieruszowem, gdzie stoi sześć masztów, ale tylko na dwóch z nich są fotoradary.

Prosto i tanio

Policjanci i drogowcy podkreślają, że maszty są najprostszym i najtańszym sposobem, by zmniejszyć liczbę wypadków. Postawienie masztu kosztuje od 14 do 18 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć 7 tys. zł na montaż przyłączy. Samo urządzenie to już wydatek do 120 tys. zł."

Radarowe pułapki
Na drogach Sanoka i okolic kierowcy już zwalniają w miejscach, gdzie najczęściej pojawiają się policjanci z przenośnym fotoradarem. Wkrótce w mieście pojawią się jeszcze 2 maszty na takie urządzenie.

W całym woj. podkarpackim zaplanowano ustawienie w najbliższych miesiącach łącznie 23 masztów. Dołączą do 31 już istniejących podpór na fotoradary.

W pow. sanockim fotoradar, ustawiany na razie na trójnogu, najczęściej można spotkać na ul. Krakowskiej w Sanoku oraz na drodze biegnącej przez Nowosielce. Większość kierowców już to wie i automatycznie zwalnia w tych miejscach. Efekt? W czwartek fotoradar ustawiony na ul. Krakowskiej zrobił w ciągu ostatniej pół godziny dyżuru tylko 1 zdjęcie. - Nawet się z tego cieszymy, bo w ten sposób urządzenie działa prewencyjnie na kierujących. Jeżdżą wolniej, więc spada prawdopodobieństwo wypadku, a o to przecież chodzi - mówią policjanci.

Z trójnoga do skrzynki

W niedługim czasie na drogach pow. sanockiego pojawią się czekające już na zamontowanie 2 maszty na fotoradar. Będą to wysokie podpory uwieńczone metalowymi skrzyniami, w których zamyka się urządzenie do robienia zdjęć kierowcom jeżdżącym zbyt szybko. Urządzenie będzie instalowane w nich na zmianę, co jakiś czas pracując także w innym miejscu, ustawione na trójnogu.

- W sumie na drogach woj. podkarpackiego do końca tego roku pojawi się 13 masztów, a w planach mamy ustawienie jeszcze 10 kolejnych - mówi kom. Mariusz Skiba, rzecznik podkarpackiej policji.

Gdzie staną maszty?

Nowe maszty przede wszystkim kupuje teraz i instaluje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Stąd spośród wymienionych 13, 3 zostaną ustawione przy drodze krajowej nr 9, prowadzącej z Barwinka w kierunku Tarnobrzega, a 10 na drodze nr 4 z Korczowej przez Dębicę i Pilzno do Zgorzelca - dodaje kom. Skiba. Są też inni inwestorzy. - My dostaliśmy maszty razem z fotoradarem kupione przez Komendę Główną Policji - wyjaśnia Wiesław Gierczak z Sekcji Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Sanoku.





Z policjantami to taka ciekawa sytuacja - drogówki nikt nie lubi ale jak ktoś ukradnie nam coś a policjanci złapią złodzieja to wtedy są ok. Nie powiem ciekawa dyskusja nam się zrobiła.


Do tego stwierdzenia mam osobiste "ale". Dla mnie policja ma określone obowiązki i powinna chronić obywateli itd.. A rok temu miałem to nieszczeście poznania jak to wszystko funkcjonuje od wewnątrz.
Wracając z juwenalii w nocy zostałem napadnięty, pobity i okradziony. Zadzwoniłem po tym od kogoś na policję i co mi dyżurny powiedział? Żebym tam stał i czekał aż przyjedzie radiowóz, na pytanie za ile, odpowiedź nie wiem, ale nie wcześniej niż pół godziny!!! Bo nie mają wolnego patrolu. A dosłownie godzinę wcześniej całe miasteczko studenckie w Krakowie było obstawione z każdej strony przez gliniarzy. Wyłapywali studentów co szli z piwem poza obrędem miasteczka, albo tych co szli się odlać za ulicę. Było ich wtedy pełno a tu nagle wszystkich nie ma.
Żaden radiowóz po mnie nie przyjechał. Straż miejska mnie podwiozła (za to mogę ich pochwalić bo coś przynajmniej zrobili by mi pomóc). Na komendzie co się okazało, że muszę czekać bo nie ma odpowiedniej osoby do spisania zeznać i tak czekałem jak głupi przez 1,5h! Aż ktoś łaskawie mnie przesłuchał. Jako, że byłem po piwkach to musiałem się stawić później na spisanie protokołu. Jak przyszedłem na wyzanczoną godzinę to i tak musiałem czekać 2h zanim mnie przyjęto.
I gdzie tu jest miejsce bym poczuł się bezpiecznie dzięki policji? Czułem się jak jakiś petent co musi swoje odczekać. Jestem pewien, że nic w mojej sprawie nie zrobiono, jedynie swoje odleżała na półce jakiejś i ją umożono.
Przez tą cała akcje wiem jedno, nie ma co liczyć na szybką pomoc policji, jak coś Ci ukradą co jest problem odzyskac lepiej odpuścić niż czekać aż ktoś Cię łaskawie przesłucha.
Mam jakiś uraz do krakowskiej policji, obym się mylił, że jest tak w każdej komendzie.
Może nie na temat, ale jak już temat z policją to postanowiłem się tym podzielić.
Bo oni tylko potrafią się chwalić ale wyłapanymi piratami drogowymi i ile zdjeć zrobili i jak oni porządku pilnują na drogach a nie znalezieniem czy pomocą dla obywateli.


Z policjantami to taka ciekawa sytuacja - drogówki nikt nie lubi ale jak ktoś ukradnie nam coś a policjanci złapią złodzieja to wtedy są ok. Nie powiem ciekawa dyskusja nam się zrobiła.


Do tego stwierdzenia mam osobiste "ale". Dla mnie policja ma określone obowiązki i powinna chronić obywateli itd.. A rok temu miałem to nieszczeście poznania jak to wszystko funkcjonuje od wewnątrz.
Wracając z juwenalii w nocy zostałem napadnięty, pobity i okradziony. Zadzwoniłem po tym od kogoś na policję i co mi dyżurny powiedział? Żebym tam stał i czekał aż przyjedzie radiowóz, na pytanie za ile, odpowiedź nie wiem, ale nie wcześniej niż pół godziny!!! Bo nie mają wolnego patrolu. A dosłownie godzinę wcześniej całe miasteczko studenckie w Krakowie było obstawione z każdej strony przez gliniarzy. Wyłapywali studentów co szli z piwem poza obrędem miasteczka, albo tych co szli się odlać za ulicę. Było ich wtedy pełno a tu nagle wszystkich nie ma.
Żaden radiowóz po mnie nie przyjechał. Straż miejska mnie podwiozła (za to mogę ich pochwalić bo coś przynajmniej zrobili by mi pomóc). Na komendzie co się okazało, że muszę czekać bo nie ma odpowiedniej osoby do spisania zeznać i tak czekałem jak głupi przez 1,5h! Aż ktoś łaskawie mnie przesłuchał. Jako, że byłem po piwkach to musiałem się stawić później na spisanie protokołu. Jak przyszedłem na wyzanczoną godzinę to i tak musiałem czekać 2h zanim mnie przyjęto.
I gdzie tu jest miejsce bym poczuł się bezpiecznie dzięki policji? Czułem się jak jakiś petent co musi swoje odczekać. Jestem pewien, że nic w mojej sprawie nie zrobiono, jedynie swoje odleżała na półce jakiejś i ją umożono.
Przez tą cała akcje wiem jedno, nie ma co liczyć na szybką pomoc policji, jak coś Ci ukradą co jest problem odzyskac lepiej odpuścić niż czekać aż ktoś Cię łaskawie przesłucha.
Mam jakiś uraz do krakowskiej policji, obym się mylił, że jest tak w każdej komendzie.
Może nie na temat, ale jak już temat z policją to postanowiłem się tym podzielić.
11, 13 i 14-latek okradli ponad 50 samochodów




Co zrobić, gdy nie można sprzedać samochodu? Ubezpieczyć i ukraść. A w jaki sposób znaleźć pieniądze na remont auta? Sfingować wypadek. Tak - według "Dziennika Polskiego" - coraz częściej postępują właściciele samochodów.


Fikcyjne kradzieże aut stanowią co najmniej 25% wszystkich zgłoszeń - twierdzi policja. W ten sposób rozpływają się zarówno ponad 20-letnie wraki, jak i nowe luksusowe limuzyny. Jedne i drugie są zwykle rozbierane na części.

W ciągu pięciu miesięcy tego roku w Małopolsce zginęło 1051 samochodów - podaje gazeta. W Krakowie dziennie ginie od 3 do 6 samochodów. Najwięcej "maluchów", polonezów, volkswagenów i opli. Bardzo często znikają też sprowadzone z zachodu auta będące jeszcze na celnych tablicach.

Auta giną głównie z powodu słabych zabezpieczeń. Mają zazwyczaj jedynie standartowe, fabrycznie zamontowane alarmy.

Coraz rzadziej złodzieje próbują sprzedawać całe kradzione samochody, bo coraz trudniej je zalegalizować. Jeśli już tak się dzieje, to najczęściej są one legalnie wywożone za wschodnią granicę i dopiero po powrocie właściciel zgłasza kradzież auta - mówi zastępca komendanta miejskiego policji w Krakowie Leszek Górak.

Rozmówca gazety dodaje, że około 80 proc. skradzionych aut jest rozbieranych na części. To rewelacyjny interes dla paserów, bo samochód, który w taki sposób trafia na giełdę jest w zasadzie nie do zidentyfikowania - przyznaje.

Prawie jedna czwarta wszystkich zgłoszeń, docierających ostatnio do krakowskiej policji, dotyczy kradzieży aut o wartości do tysiąca złotych. Giną nawet pojazdy, wyceniane przez właścicieli na 200-300 zł. Policja nie ma wątpliwości, że większość z tego typu kradzieży jest fingowana. Dlaczego? Aby wyrejestrować w wydziale komunikacji stary samochód trzeba przedstawić zaświadczenie o jego złomowaniu albo kradzieży. Za złomowanie trzeba zapłacić 400 zł, taniej więc wychodzi sfingowanie kradzieży - czytamy w "Dzienniku Polskim". (PAP)

Bezczelnie skopiowane





W Krakowie od wielu lat istnieje problem izraelskich ochroniarzy, którzy pilnują wycieczek organizowanych przez ich kraj - informuje "Polska The Times".
Spore niezadowolenie wśród krakowian, a zwłaszcza mieszkańców i pracowników pubów na Kazimierzu budzi sposób zachowania ochroniarzy.

Potrafią oni blokować całe ulice na czas większych imprez związanych z kulturą żydowską, a nawet nie wpuścili obecnego szefa krakowskiej policji na jego własny teren.Ochroniarze bezpodstawnie zatrzymują i legitymują, co może zrobić tylko polska policja - pisze "Polska".

Kulminacyjnym zdarzeniem, które spowodowało, iż zaczęto się poważnie zastanawiać nad tym problemem było pobicie przez izraelskich bodyguardów Włocha Raberta L. Sprawa znalazła się w krakowskiej, a potem w izraelskiej prokuraturze. Okazało się bowiem, że ochroniarze z Izraela mają paszporty dyplomatyczne i nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności w Polsce.

[...]
Ochroniarze towarzyszący wycieczkom młodzieży od czasu zamachów w Monachium w 1972 roku zawsze mają przy sobie broń.


Dziecięca szajka grasowała w Krakowie

Krakowscy policjanci zatrzymali trzech członków dziecięcej szajki napadającej na rówieśników na osiedlach w krakowskiej Nowej Hucie. Najstarszy z nich miał ledwie skończone 13 lat, najmłodszy... niespełna cztery.

Komisarz Sylwia Bober-Jasnoch z zespołu prasowego małopolskiej policji poinformowała, że schemat rozbojów był zawsze podobny: napadane były dzieci w wieku od 8 do 12 lat, którym sprawcy grożąc nożem lub pałką zabierali drobne pieniądze lub wartościowe przedmioty.


Akcje inicjował najmłodszy członek szajki, czteroletni chłopiec, który zaczepiał wytypowaną ofiarę. Potem do włączali się jego dwaj starsi wspólnicy, którzy zastraszali i okradali ofiarę.

Policjanci szybko namierzyli sprawców, którymi okazali się 13- latek oraz dwaj bracia w wieku 12 i niespełna 4 lat. Przyznali się oni do kilku włamań do samochodów, podpalenia śmietnika, wybicia szyb w szkole oraz kilkunastu rozbojów.


Aż włosy mi sie jeża na głowie !! Do czego to doszło w tych czasach!!!!




"Dziennik Polski": Co zrobić, gdy nie można sprzedać samochodu? Ubezpieczyć i ukraść. A w jaki sposób znaleźć pieniądze na remont auta? Sfingować wypadek.

Tak - według "Dziennika Polskiego" - coraz częściej postępują właściciele samochodów.

Fikcyjne kradzieże aut stanowią co najmniej 25 proc. wszystkich zgłoszeń - twierdzi policja. W ten sposób rozpływają się zarówno ponad 20-letnie wraki, jak i nowe luksusowe limuzyny. Jedne i drugie są zwykle rozbierane na części.

W ciągu pięciu miesięcy tego roku w Małopolsce zginęło 1051 samochodów - podaje gazeta. W Krakowie dziennie ginie od 3 do 6 samochodów. Najwięcej "maluchów", polonezów, volkswagenów i opli. Bardzo często znikają też sprowadzone z zachodu auta będące jeszcze na celnych tablicach.

Auta giną głównie z powodu słabych zabezpieczeń. Mają zazwyczaj jedynie standardowe, fabrycznie zamontowane alarmy.

"Coraz rzadziej złodzieje próbują sprzedawać całe kradzione samochody, bo coraz trudniej je zalegalizować. Jeśli już tak się dzieje, to najczęściej są one legalnie wywożone za wschodnią granicę i dopiero po powrocie właściciel zgłasza kradzież auta" - mówi zastępca komendanta miejskiego policji w Krakowie Leszek Górak.

Rozmówca gazety dodaje, że około 80 proc. skradzionych aut jest rozbieranych na części. "To rewelacyjny interes dla paserów, bo samochód, który w taki sposób trafia na giełdę jest w zasadzie nie do zidentyfikowania" - przyznaje.

Prawie jedna czwarta wszystkich zgłoszeń, docierających ostatnio do krakowskiej policji, dotyczy kradzieży aut o wartości do tysiąca złotych. Giną nawet pojazdy, wyceniane przez właścicieli na 200-300 zł. Policja nie ma wątpliwości, że większość z tego typu kradzieży jest fingowana. Dlaczego? Aby wyrejestrować w wydziale komunikacji stary samochód trzeba przedstawić zaświadczenie o jego złomowaniu albo kradzieży. Za złomowanie trzeba zapłacić 400 zł, taniej więc wychodzi sfingowanie kradzieży - czytamy w "Dzienniku Polskim".
"Dziennik Polski": Co zrobić, gdy nie można sprzedać samochodu? Ubezpieczyć i ukraść. A w jaki sposób znaleźć pieniądze na remont auta? Sfingować wypadek.

Tak - według "Dziennika Polskiego" - coraz częściej postępują właściciele samochodów.

Fikcyjne kradzieże aut stanowią co najmniej 25 proc. wszystkich zgłoszeń - twierdzi policja. W ten sposób rozpływają się zarówno ponad 20-letnie wraki, jak i nowe luksusowe limuzyny. Jedne i drugie są zwykle rozbierane na części.

W ciągu pięciu miesięcy tego roku w Małopolsce zginęło 1051 samochodów - podaje gazeta. W Krakowie dziennie ginie od 3 do 6 samochodów. Najwięcej "maluchów", polonezów, volkswagenów i opli. Bardzo często znikają też sprowadzone z zachodu auta będące jeszcze na celnych tablicach.

Auta giną głównie z powodu słabych zabezpieczeń. Mają zazwyczaj jedynie standardowe, fabrycznie zamontowane alarmy.

"Coraz rzadziej złodzieje próbują sprzedawać całe kradzione samochody, bo coraz trudniej je zalegalizować. Jeśli już tak się dzieje, to najczęściej są one legalnie wywożone za wschodnią granicę i dopiero po powrocie właściciel zgłasza kradzież auta" - mówi zastępca komendanta miejskiego policji w Krakowie Leszek Górak.

Rozmówca gazety dodaje, że około 80 proc. skradzionych aut jest rozbieranych na części. "To rewelacyjny interes dla paserów, bo samochód, który w taki sposób trafia na giełdę jest w zasadzie nie do zidentyfikowania" - przyznaje.

Prawie jedna czwarta wszystkich zgłoszeń, docierających ostatnio do krakowskiej policji, dotyczy kradzieży aut o wartości do tysiąca złotych. Giną nawet pojazdy, wyceniane przez właścicieli na 200-300 zł. Policja nie ma wątpliwości, że większość z tego typu kradzieży jest fingowana. Dlaczego? Aby wyrejestrować w wydziale komunikacji stary samochód trzeba przedstawić zaświadczenie o jego złomowaniu albo kradzieży. Za złomowanie trzeba zapłacić 400 zł, taniej więc wychodzi sfingowanie kradzieży - czytamy w "Dzienniku Polskim".
mamy nowego w kolejce:
Wrocławska policja zatrzymała w Krakowie Jacka P. - sędziego piłkarskiego oraz obserwatora Polskiego Związku Piłki Nożnej. Zatrzymanie ma związek z toczącym się we Wrocławiu śledztwem dotyczącym afery korupcyjnej w polskim futbolu. P. od razu we wtorek został przewieziony do Wrocławia, gdzie zostaną mu postawione zarzuty.


Jacek P. (ur. w 1957 r.) jest byłym sędzią ligowym i międzynarodowym. Sędziował ponad 1100 meczów. Szesnaście lat przepracował w policji (w wydziale dochodzeniowo-śledczym), działał w małopolskim OZPN (wiceprezes ds. organizacyjnych). Ostatnio był prezesem krakowskiej agencji ochrony "Hektor", która w ubiegłym roku wsławiła się jako niezbyt skuteczna, ponieważ to po okiem jej ochroniarzy kilka razy doszło do zadym na stadionach Wisły (np. w pamiętnym meczu wiosną 2006 r. z Arką Gdynia, kiedy chuligani wbiegli na boisko w czasie meczu i pobili graczy Arki) i Cracovii. (...)



Tragiczne skutki porachunków pseudokibiców Wisły i Cracovii

8.10.Kraków (PAP) - 17-letni chłopak zginął w Krakowie wskutek ran
zadanych mu nożem. Prowadzone przez krakowską policję śledztwo
wskazuje, że były to porachunki pomiędzy pseudokibicami Wisły i
Cracovii.

"W czwartek późnym wieczorem policja została powiadomiona o
rannym młodym chłopaku, leżącym na ulicy Szafera - powiedziała PAP
Katarzyna Cisło z zespołu prasowego krakowskiej policji. - Ranny
został przewieziony do szpitala i pomimo operacji około północy
zmarł. Jak wynika ze wstępnych ustaleń, przyczyną śmierci były
rany zadane nożem. Wiele wskazuje na to, że były to porachunki
pomiędzy pseudokibicami Wisły i Cracovii".

Zatrzymano już podejrzanego o ugodzenie nożem znalezionego na
ulicy chłopaka. Ze względu na dobro śledztwa policja nie udziela
dokładniejszych informacji.

No i wreszcie wszystko jasne! Motocykle mogą poruszać się pomiędzy pasami!

Wspólnie z redakcją Wysokich Obrotów, dodatku motoryzacyjnego Gazety Wyborczej, zadaliśmy pytanie, które od pewnego czasu nurtuje wszystkich uczestników ruchu drogowego:



Czy motocykliści mają prawo przeciskać się w pomiędzy sznurami samochodów stojącymi w korku i czy mogą w ten sposób wyprzedzać? Kto jest winny, jeśli kierowca poruszając się w ramach jednego pasa ruchu, nagle zmieni kierunek (np. omijając dziurę w asfalcie) i zderzy się z wyprzedzającym go motocyklistą?

Odpowiada podinspektor Krzysztof Burdak, szef sekcji Ruchu Drogowego krakowskiej Komendy Miejskiej Policji:

Wielu kierowców nie zna i nie respektuje praw motocyklistów. Co ważne, motocykliści nie potrzebują do wyprzedzania całego wolnego pasa (zresztą podobnie jak samochody). Motocykle przeciskając się środkiem pomiędzy stojącymi bądź poruszającymi samochodami, nie naruszają przepisów! Kodeks drogowy opisuje dokładnie taką sytuację: ,,Uczestnik ruchu może wyprzedzać prawą stroną jeśli porusza się w terenie zabudowanym drogą o dwóch pasach w jednym kierunku i poza miastem, jeśli jedzie drogą o trzech pasach w jednym kierunku". Ten przepis dotyczy wszystkich pojazdów. Oczywiście motocykliści powinni zachować szczególną ostrożność, przestrzegać znaków drogowych (zakaz wyprzedzania, linia ciągła itp.) i zachować bezpieczny odstęp, jednak nie jest on określony. Tymczasem kierowców aut przepisy zobowiązują do zachowania metrowego odstępu podczas wyprzedzania motocykla.

Dlatego jeśli kierowca, który poruszając się w ramach jednego pasa ruchu, nagle zmieni kierunek (np. omijając dziurę w asfalcie) i zderzy się z wyprzedzającym go motocyklistą, ponosi winę za zdarzenie. Nawet jednak gdy motocyklista nie łamie przepisów, powinien pamiętać, że (szczególnie jadąc ze znaczną prędkością) może zostać niezauważony bądź dostrzeżony dopiero w ostatniej chwili przez kierowcę samochodu. Dlatego tak ważne są wzajemne zrozumienie i ostrożność wszystkich uczestników ruchu.

A więc jednak można przeciskać się między autami, pamiętając jednak o ograniczeniach prędkości! Redakcyjnymi siłami wpadliśmy na pomysł nowego "znaku drogowego", który ma propagować nowe standardy na naszych drogach. Marzy nam się, aby wzorem paryskiej obwodnicy również na polskich drogach znalazło się miejsce dla motocyklistów. Wystarczy, że samochody na obu pasach ,,odsuną się" bardziej od siebie, a my znajdziemy już miejsce i jakoś się tam zmieścimy. Oczywiście akcja dotyczy jedynie motocykli bez wózków bocznych.

źródło: gazeta.pl

Co sądzicie o motocyklistach którzy poruszają się w ten sposób?
Czy motocykiliści nie powinni mieć tez określonej minimalnej bezpieczenej odległości od pojazdu który wyprzedzają?
Przecież to oni wyprzedazją częściej samochody...

Warto przeczytać:



V-VOUR ja również myślę,że cena jest znośna.Myślę,że działa prawidłowo.Gość z którym o tym gadałem nie uznaje półśrodków ani tekstów typu"jeszcze obleci"..Ma swój serwis i serwisuje w nim również motocykle Krakowskiej policji więc to chyba świadczy samo o sobie!
Zresztą od niego dowiedziałem się,że takie urzadzenie do vfr istnieje!
Heh, jeszcze przed chwila byla nic szansy bo dzwonila jakas kobieta i chciala go zabrac a przyjechali po niego jak sie okazalo facet z babka i 2 dzieci slynni krakowskiej policji z tego ze przerabiaja psy na smalec mieszkaja w pobiedniku gdzies kolo pleszowa a wciskala mi kity przez telefon ze ma dom z ogrodkiem w krakowie..masakra. od razu ich poznalismy i podziekowalismy z gory... ...
Artykuły z sobotniej prasy:

"Gazeta Wyborcza"
Uczeń zaatakował nauczyciela

Szóstoklasista z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD) uderzył nauczyciela, który interweniował podczas jego bójki z kolegą.
Szkoła Podstawowa nr 16, środa, wczesne popołudnie. Trwa lekcja wychowania fizycznego. W pewnym momencie jeden z ćwiczących chłopców atakuje kolegę. Prowadzący zajęcia nauczyciel próbuje opanować sytuację, udaje mu się przerwać agresywne zachowania 12-latka. Chłopiec uspokaja się, ale po chwili rzuca się na wuefistę, kopie, bije pięściami, próbuje ugryźć.

Dyrekcja nie zgłosiła incydentu na policję, dzień później zrobił to zaatakowany nauczyciel. - Uczeń rzucił się z furią na prowadzącego lekcję nauczyciela. Mężczyzna miał zasinienia na twarzy, ślady po zębach - opowiada Katarzyna Cisło z zespołu prasowego komendy głównej krakowskiej policji. - Z dokumentacji wiemy, że uczeń jest chory na ADHD, stale korzysta z opieki psychologów.Gdyby chłopiec miał trzynaście lat, sprawa mogłaby zostać skierowana do sądu dla nieletnich. Za 12-latka odpowiedzialni są wyłącznie rodzice.

Mimo wielokrotnych telefonów nie udało się nam wczoraj skontaktować z dyrektorką szkoły Barbarą Balcerzak.

Na zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, czyli ADH cierpi ok. 3- 5 proc. dzieci w wieki szkolnym, częściej chłopcy niż dziewczynki.



"Dziennik Polski"
Pogryzł nauczyciela

12-letni uczeń jednej z krakowskich szkół podstawowych pobił nauczyciela WF. Pedagog złożył doniesienie na policji, ale ponieważ chłopiec nie ma skończonych 13 lat, żadnych konsekwencji prawnych nie można wobec niego wyciągnąć.

Do wybuchu agresji u 12-latka doszło na lekcji wf. Z informacji policji wynika, że najpierw chłopiec zaatakował kolegę, przyduszając go. Nauczyciel natychmiast zareagował i rozdzielił uczniów. To uspokoiło sytuację, ale nie na długo, bo chwilę później 12-latek rzucił się na nauczyciela. Zaczął go kopać, okładać pięściami i gryźć. W efekcie wuefista ma zraniony łuk brwiowy, opuchniętą twarz, wybity palec ręki i ślady zębów od ugryzienia. Złożył w tej sprawie doniesienie na policji.

Sprawa prawdopodobnie skończy się jednak niczym. Po pierwsze dlatego, że chłopiec nie ma ukończonych 13 lat, a dopiero wówczas mógłby odpowiadać przed sądem dla nieletnich. Inne konsekwencje, np. opiekuńcze, nie wchodzą również w tym przypadku w grę, gdyż ma on zapewnioną właściwą opiekę w domu. Powód jego agresji jest zresztą znany. 12-latek cierpi na ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej) i jest z tego powodu leczony, o czym szkoła wiedziała. Pozostaje jednak problem innych uczniów, którzy są narażeni na wybuch agresji kolegi. (EK)


Dwa mln z? odszkodowania za spalone mieszkanie, utrat? dobrze prosperuj?cej firmy i wysokiego standardu ?yciowego w wyniku dzia?a? nieustalonych sprawców domaga si? od krakowskiej policji dzia?acz dawnej opozycji demokratycznej Pawe? Witkowski.

Tue, 04 Nov 2008 18:43:00 GMT




Wiadomo?ci portalu Gazeta.pl

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • piotrrucki.htw.pl

  • © wojtekstoltny design by e-nordstrom